Trasa Transfogaraska – rumuński cud drogowy

Kiedy w 1974 roku Ceausescu kończył budowę Trasy Transfogaraskiej, zapewne nie spodziewał się, że pozostawi po sobie jedną z najważniejszych atrakcji turystycznych Rumunii. Droga 7C miała służyć przede wszystkim względom taktycznym. Konkretnie – miała zapewnić bezpieczny i pewny przerzut wojsk i zaopatrzenia na wypadek inwazji militarnej. Podczas budowy trasy zużyto około 6 milionów ton dynamitu, a życie w przeróżnych wypadkach straciło 38 przemęczonych żołnierzy. Trasa powstała w rekordowym czasie czterech lat (z kawałkiem), rozciągając się na długość 151 km i przebiegając po drodze przez pięć wiaduktów oraz kilkanaście tuneli. Wśród tych ostatnich znajduje się najdłuższy w Rumunii, mający ponad 880 metrów długości.

Tyle teorii. W praktyce „zwiedzanie” Trasy Transfogaraskiej jest znacznie cięższe, niż niektórzy myślą. Droga jest tak naprawdę nieprzejezdna przez większość roku – od czasów megalomańskiego  Ceausescu wiele się zmieniło, w tym także priorytety związane z odśnieżaniem. Na ten moment nikomu już nie zależy na tym, by kręta, choć widowiskowa droga była gotowa na przyjęcie ruchu przez okrągły rok. Nawet jeśli by tak było, to ograniczenie do 40 km/h na większości jej odcinków skutecznie odstrasza kierowców, którzy najczęściej chcą po prostu dostać się z punktu A do B i zrobić to w czasie krótszym niż parę godzin, podczas których dodatkowo trzeba cały czas bacznie śledzić serpentyny. Tym sposobem, druga najwyższa (po Transalpinie) kołowa droga w Rumunii została w całości pozostawiona turystom, którzy z chęcią korzystają z jej uroków.

Trasa Transfogarska

Najbardziej widowiskowa część Trasy

My naszą przygodę z trasą Transfogaraską rozpoczynaliśmy dwa razy – dzień po dniu. Za pierwszym razem nie zdążyliśmy na ostatni kurs kolejki linowej (o 17:00), w związku z czym musieliśmy jak niepyszni wrócić na miejsce dnia następnego i to aż z Sybina. W obu przypadkach wjeżdżaliśmy na Transfogaraską od strony północnej, po której znajduje się większość atrakcji. Niestety, nawet majowa aura nie była w stanie zagwarantować nam tego, byśmy „złapali je wszystkie”.

Od „góry” na Trasę wjeżdża się w okolicach miejscowości Cartisoara – wioski, jakich wiele. Wierzcie mi – przejeżdżaliśmy przez tę pipidówę aż cztery razy i (poza naprawdę ładnym koniem) nie zauważyliśmy w niej nic szczególnego. Na samym początku droga jest płaska jak stół, co pozwala na napawanie się górującymi nad nami szczytami. Potem wjeżdżamy w las, droga raptownie zaczyna się wspinać, a dodatkowo skręca się w ciasne serpentyny. W ten sposób przejeżdżamy jakieś 10 kilometrów, a potem… stajemy. Przynajmniej w maju.

Trasa Transfogarska - blokada

Koniec jazdy! I tak, to motocykliści z Polski

Miejsce postoju trudno przegapić. Dolna stacja kolejki górskiej Balea (od jeziora o tej samej nazwie, znajdującego się nieco wyżej) to spory budynek zastawiony przeróżnymi kramami i barami. W maju było tu umiarkowanie niewiele osób, co było tym dziwniejsze, że w tym miejscu Trasa Transfogaraska była po prostu zablokowana – potężne betonowe bloki zastawiały przejazd przez tunel, dając jakąkolwiek nadzieję jedynie właścicielom jednośladów. Jeśli jednak któryś z nich zdecydowałby się na objechanie blokady, podróż skończyłby dosłownie paręset metrów dalej, stając przed pierwszym z wielu śnieżnych jęzorów. Te ostatnie sprawiają, że Transfogaraska jest przejezdna w całości wyłącznie w okresie letnim, kiedy śnieg i lód wreszcie cofają się nieco wyżej.

Trasa Transfogarska - Telecabina Balea

Stacja kolejki widziana z góry

Najprościej mówiąc, jeśli blokady są na miejscu, to wszystko, co możemy zrobić ta: a) wjechać kolejką w okolice jeziora Balea (30 lei w jedną stronę); b) urządzić sobie wybranej długości trekking w górę i zwiedzać okolice trasy we własnym zakresie (możliwe są noclegi, także na „dzikich” polach namiotowych; trasa nad samo jezioro zajmuje od 2,5 do 3 godzin). Na to drugie oczywiście nie mieliśmy czasu, więc została nam opcja z kolejką.

Trasa Transfogarska - kolejka linowa

Widoki są naprawdę ładne

Przejazd kolejką na wybrzeże jeziora Balea jest atrakcją samą w sobie. Zawieszone wysoko kable przeciągną nas między innymi nad scenicznym jak skurwysyn wodospadem oraz jednym z najbardziej widowiskowych fragmentów samej Trasy.

Trasa Transfogarska - wodospad Balea

Wodospad Balea w całej okazałości

Po wyjściu z wagonika przygotujcie się na uderzenie zimna. Nawet podczas upalnego maja, na górze przydała nam się bluza, jak również nieco wyższe buty – okolice jeziora były zasypane hałdami śniegu. Spod górnej stacji można przejść się w kilku różnych kierunkach, głównie po to, żeby podziwiać widoki. Głównym bohaterem jest oczywiście sama Trasa Transfogaraska, zawijająca się pod nami w malownicze serpentyny. Bardziej zatwardziali trekkerzy mogą przejść się kawałek pod górę, ewentualnie zmierzyć się z zejściem trasą, nad którą wisi kolejka. Jestem pewien, że baleański wodospad z bliska wygląda całkiem miodnie.

Trasa Transfogarska - jezioro Balea

Jezioro Balea w maju

Trasa otwarta!

Jeśli zdarzy się Wam być w Rumunii w okresie typowo wakacyjnym, a Wy będziecie dysponowali własnymi czterema kółkami, to istnieje duża szansa na to, że będziecie mogli wbić się dalej niż tylko do jeziora Balea. Zaraz za nim wjedziecie we wspomniany wyżej, 887-metrowy tunel, który wypluje Was na mniej widowiskową część trasy. Po około 55 kilometrach dojedziecie jednak do ogromnego jeziora Vidraru, na końcu którego możecie zatrzymać się na tamie, a następnie skusić na zwiedzanie zamku Poenari – twierdzy, którą faktycznie władał Vlad Tepes, czyli postać historyczna, na podstawie której Bram Stocker zbudował swojego Draculę. Cytadela stoi mniej więcej w połowie trasy, której dalsza część jest już zasadniczo niezbyt fascynującym zjazdem w dół, w kierunku miasta Pitesti.

Podobał Ci się ten wpis? Możesz poczytać inne notki o Rumunii lub polubić mój blog na Facebooku, gdzie na bieżąco informuję o nowych wpisach i wrzucam dodatkowe treści.

Dodaj komentarz:

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?