Transport publiczny w Bangkoku – jak używać i nie zginąć
Bangkok to jedno z najbardziej zakorkowanych miast na świecie – o tym przekona się każdy, kto o 7:00 rano wychodzi z hotelu pewien, że zdąży na lot o 10:00, po czym półtorej godziny później jest dopiero w połowie drogi na lotnisko. W 2013 roku w stolicy Tajlandii zarejestrowanych było ponad 4,4 mln samochodów, a do 2017 roku liczba ta wzrosła do 5,6 mln… przy czym nie mówimy tu o motocyklach czy tuk-tukach, bo razem z nimi wszystkich pojazdów w Bangkoku było wtedy około 8 mln. Biorąc pod uwagę fakt, że miasto na chwilę obecną liczy około 9,6 mln mieszkańców, łatwo stwierdzić, że jest to liczba wręcz przerażająca, a co za tym idzie – powodująca liczne problemy komunikacyjne. Poruszanie się po tej metropolii może przysporzyć turyście licznych problemów, a już tym bardziej, jeśli odwiedzamy ją przy okazji naszej pierwszej wizyty w Azji. Właśnie dlatego postanowiłem zająć się tym problemem w oddzielnym wpisie.
Transport z lotniska Suvarnabhumi
Zacznijmy od postaw. Najpopularniejszy międzynarodowy port lotniczy Bangkok – Suvarnabhumi położony jest spory kawałek na wschód od centrum miasta. Rzecz jasna, z lotniska możemy dojechać do miasta taksówką, ale koszt takiej przyjemności będzie nieporównywalnie wyższy niż kwota, którą zapłacimy za transport pociągiem lub shuttle busem. Osobiście nigdy nie zdarzyło mi się korzystać z taksówki do centrum, ale estymuję, że za taki kurs trzeba będzie wybulić jakieś 300-500 bahtów, w zależności od wybranej dzielnicy docelowej.
Zdecydowanie najwygodniejszą formą transportu z Suvarnabhumi jest pociąg linii Airport Rail Link, kursujący od godziny 6:00 do 24:00, co około 15 minut. W jedną stronę przejedziemy nim aż na stację Phaya Thai, co zabierze nam 30 minut naszego czasu i obciąży budżet zawrotną kwotą 45 bahtów. Jeśli mamy hotel w pewnym oddaleniu od centrum, możemy również wysiąść na stacji Phetchaburi i przesiąść się do metra.
Zakładając, że obozujecie w turystycznym centrum Bangkoku, czyli gdzieś w okolicach ulicy Khao San, ze stacji Phaya Thai będziecie mieli tam jeszcze jakieś 8 km. Ten dystans proponuję pokonać za pomocą taksówki albo tuk-tuka – kurs na Khao San nie powinien kosztować więcej niż 200 BHT. Osobiście polecam taksówkę, bo w takim oddaleniu od Khao San kierowcy tuk-tuków zaczynają negocjacje od niebotycznych kwot.
Jesteście fanami autobusów? Darmowy shuttle bus zabierze Was spod terminala do centrum komunikacyjnego, skąd za 40 bahtów dojedziecie autobusem linii 551 pod Pomnik Zwycięstwa. Nie jestem jednak pewien, czy nie lepiej dopłacić te 5 bahtów za transport kolejowy – będzie mniej zachodu.
No. Powiedzmy, ze dostaliście się do hotelu, wywaliliście wszystkie bety i planujecie wyjść na miasto. Zobaczmy, jakie środki transportu mamy do wyboru.
BTS i MRT
Pod tymi zagadkowymi skrótami kryją się odpowiednio: jeżdżący po wiaduktach skytrain oraz tutejsze metro. Jeśli macie w Bangkoku niewiele czasu, a w Waszym planie znalazły się przede wszystkim atrakcje położone w pobliżu dzielnicy Banglamphu, to właściwie możecie zapomnieć tak o jednym, jak i o drugim. Stołeczne kolejki praktycznie pomijają najbardziej turystyczne dzielnice, a ich głównym zadaniem jest łączenie nowego centrum miasta z bardziej oddalonymi dzielnicami na północy i południu miasta.
Od biedy można z nich skorzystać, jeśli chcecie dostać się na Siam Square (np. celem wypieprzenia hajsu na markowe ciuchy) lub na weekendowy targ Chatuchak (np. celem wypieprzenia hajsu na podrobione ciuchy). Oba środki transportu kursują od godziny 6:00 do 24:00, a bilety to kwestia 16-44 bahtów, w zależności od pokonywanego dystansu. Dostępne są bilety dzienne.
Taksówki
Taksówki w Bangkoku bardzo łatwo zauważyć – to te różowe, pomarańczowe albo żółto-zielone samochody. Po zajęciu miejsca upewnijcie się, że kierowca włączył licznik – kwota początkowa powinna być ustalona na 35 bahtów. Jeśli nie boicie się korków, to taksówka zawsze będzie dobrym wyborem, zwłaszcza jeśli jedziecie gdzieś większą grupą. Samochody są klimatyzowane, aczkolwiek im nowsze, tym większa szansa, że ich kierowca tylko je wypożycza. W takim wypadku może okazać się, że młody driver pochodzi spoza stolicy i po prostu jej nie zna. Dobrym pomysłem jest więc wybieranie nieco starszych wozów, za których kierownicami siedzą starsi, doświadczeni taksówkarze. Za pojedynczy kurs do centrum kolorową, stołeczną taksówką nie zapłacicie więcej niż 80-90 bahtów. Pro tip: jeśli będziecie mieli przy sobie adres docelowy spisany po tajsku, to może znacznie ułatwić dotarcie na miejsce.
Tuk-tuki i tym podobne
Tuk-tuk może i jest symbolem Bangkoku, ale ich kierowcy zdzierają z turystów jak mogą. Jeśli jest Was więcej i koniecznie chcecie przejechać się tą morderczą maszyną, postarajcie się zbić cenę do maksymalnie 60-80 bahtów.
Dość popularnym przekrętem w Bangkoku jest oferowanie bardzo tanich przejazdów z kilkoma „przystankami” po drodze. Te detoury to nic innego jak próba naciągnięcia turystów na zakupy w sklepach, które płacą kierowcy prowizję. Rzecz jasna, nie musicie nic kupować, ale nie zdziwcie się, jeśli w takim wypadku kierowca tuk-tuka nie będzie zbyt zadowolony po zakończonym kursie, za który weźmie od Was 20 bahtów.
W mieście funkcjonują również taksówki motocyklowe, szczególnie przydatne dla podróżujących w pojedynkę (i z małym plecakiem). Ich plus to to, że na miejsce dojedziecie szybciej, najprawdopodobniej omijając większość korków. Minusem jest niewątpliwie ryzyko nagłej śmierci, bowiem w Bangkoku jeździ się tak, jak się jeździ. Miejcie pod ręką różaniec.
Autobusy
Jeśli Wasz budżet nie zakłada jedzenia wyłącznie kamieni, to autobusów w stolicy Tajlandii naprawdę nie warto używać. Ich trasy są często totalnie poplątane, a dodatkowo rzadko kiedy opisane w języku innym niż tajski. Jeśli już koniecznie chcecie gdzieś dojechać jak najtaniej, lepiej złożyć się na taksówkę z jakąś grupą.
Transport wodny
Osobiście uważam, że transport wodny w Bangkoku jest najbardziej użyteczny turyście. Po pierwsze – przystań Pra Arthit położona jest dosłownie o 10 minut spaceru od ulicy Khao San; po drugie – to właśnie w okolicach rzeki położone są najważniejsze atrakcje turystyczne Bangkoku; po trzecie wreszcie – widoki z tramwajów wodnych na głowę biją te, które można zobaczyć z dowolnego innego środka transportu.
Najpopularniejszym wodnym środkiem transportu są tramwaje wodne, znane pod nazwą Express Boat River Taxis. Ich trasa podzielona jest na 20 stacji północnych, 4 stacje południowe oraz jedną, cokolwiek mało centralną stację centralną Sathorn (na której można również przesiąść się do skytraina). Tak naprawdę w obszarze turystycznego zainteresowania pozostają głównie stacje o zakresie numerycznym N5-N15, ale wielbiciele mniej znanych atrakcji mogą pokusić się o dalsze rejsy.
Tramwaje wodne oznaczone są różnymi kolorami flag powiewających na krótkich masztach. Wbrew temu, co można by sądzić, ich zmasterowanie pozwala na oszczędzenie zarówno czasu, jak i pieniędzy. I tak:
- Brak flagi (nie może być za łatwo) oznacza łódź, która zatrzymuje się na każdej jednej przystani. Jest najwolniejsza, ale także najtańsza (10-20 bahtów);
- Flaga niebieska oznacza łódź turystyczną – najszybszą (zatrzymuje się tylko na przystaniach z ważniejszymi atrakcjami, ich spis znajdziecie na mapce dostępnej na stanowisku biletowym), ale też najdroższą. Pojedynczy rejs kosztuje 40 bahtów, ale możecie również zainwestować w bilet dzienny, kosztujący 100 bahtów. Plusem tego transportu jest informacja audio o tym, co można zobaczyć w pobliżu danej przystani oraz odnośnie możliwych przesiadek;
- Flaga pomarańczowa to łódź zatrzymująca się na „najpopularniejszych” przystaniach. W praktyce oznacza to większość miejscówek turystycznych, co czyni pomarańczowe jednostki najsensowniejszym i najbardziej ekonomicznym wyborem, jako że pojedynczy kurs nimi kosztuje zaledwie 15 bahtów;
- Żółtymi flagami opatrzone są łodzie „dojazdowe” dla pracowników spoza Bangkoku. Istnieje spora szansa, że nigdy ich nie zobaczycie, bo funkcjonują tylko w godzinach szczytu, a ponadto zatrzymują się tylko na 10 przystaniach. Cena pojedynczego rejsu nimi to 20-29 bahtów;
- Zielone flagi również oznaczają łodzie „dojazdowe” – nieco mniejsze i zatrzymujące się na 13 przystaniach. Te również pracują w godzinach szczytu, a pojedynczy kurs nimi kosztuje 13-32 bahty.
Bilet na tramwaje wodne możecie kupić na przystani, a jeśli nie będzie na to czasu, to po prostu wskoczcie na odpowiednią jednostkę i zapłaćcie osobie, która podejdzie do Was z takim śmiesznym, podłużnym pojemnikiem. Sam rytuał wsiadania na łodzie też jest całkiem interesujący, bowiem odbywa się w pośpiechu, przy wtórze pogwizdujących zawiadowców, odpowiedzialnych za jak najszybszy wyładunek i załadunek nowych pasażerów.
Poza „tramwajami”, Bangkok ma jeszcze w zanadrzu kilka innych rodzajów transportu wodnego, w tym prywatne longboaty, które można wynająć na wyłączność oraz canal boaty, pływające po największych kanałach (zwanych klong) miasta. Najważniejszy klong – Saen Saeb – przebiega obok wielu miejskich atrakcji, takich jak Złota góra czy Jim Thompson House.
Samochód
Jazdę po Bangkoku wypożyczonym samochodem polecam tylko tym, którzy planują spędzić w mieście co najmniej dwa tygodnie, albowiem tydzień będziecie stali w korkach. Samochód jest spoko, jeśli chcecie szybko uciec ze stolicy Tajlandii (koniecznie weźcie ze sobą nawigację GPS, bo inaczej wyjazd z obwodnicy może zająć Wam 1-2 godziny), ale biorąc pod uwagę warunki komunikacyjne w samym mieście (w tym na przykład zmieniający się kierunek ruchu na głównych ulicach podczas godzin szczytu), to poruszanie się nim po Bangkoku uważam za strzał stopę z bazooki.
Własne nogi
W przeróżnych przewodnikach można przeczytać opinię, że Bangkok nie jest miastem stworzonym dla pieszych. Ktokolwiek tak twierdzi, prawdopodobnie nigdy nie był w kambodżańskim Phnom Penh. Owszem, Bangkok bywa upierdliwy dla piechurów, ale okolice pałacu królewskiego, Khao San czy dzielnica Dusit są wprost stworzone do chodzenia. Podczas ostatniej wizyty w mieście odbyłem spacer z Rambuttri aż do przystani przy moście Krung Thon i nie mogę powiedzieć, żeby było to nieprzyjemne doświadczenie, tym bardziej że potem w ciągu kilku minut wróciłem pomarańczowym tramwajem wodnym niemal pod sam hostel. Jeśli więc macie trochę więcej czasu, to warto poszwendać się trochę po Bangkoku na własnych nogach i odkryć kilka z jego ukrytych sekretów.
Przepraszam, jakiego koloru są taksówki?
Skandaliczne stwierdzenie jak na szanujących się blogerów. Dopiero odkryłem tego bloga, niestety po tym niesmacznym stwierdzeniu czas go opuścić. Przykro mi że z takiego powodu.
Życzę więcej taktu w dalszej pracy dziennikarskiej.
Takt to, niestety, nie u nas :\.
STRASZNIE PEDALSKI TEN WPIS.
Tak, przyznam że „zabawne” porównanie źle się zestarzało. Wywaliłem, dzięki :).