Davit Gareja – klasztorny szał?
Kompleks klasztorny Davit Gareja w Gruzji uważany jest przez niektórych za najbardziej spektakularną sakralną atrakcję tego kraju. Niestandardowy kształt tutejszych budowli, w połączeniu z dogodną lokalizacją (zaledwie 1,5 godziny drogi od Tbilisi) sprawiają, że Davit Gareja faktycznie jawi się jako niezwykle ciekawa lokalizacja, chociaż ja osobiście nie dostawiałbym jej przedrostka naj-. Oto dlaczego.
Davit Gareja – wyciąg historyczny
Na początek trochę historii. Dawno, dawno temu (czytaj: gdzieś w VI wieku) na totalne, gruzińskie zadupie, którym zresztą okolica pozostaje do dzisiaj, przybyło 13 Syryjskich Mnichów. Ich przydomek sugeruje, że przybyli z Syrii, ale – jak wiemy – Wojna Stuletnia trwała 116 lat, także nigdy nic nie wiadomo. Jeden z nich, Dawid, postanowił uprawiać ascezę w nieco bardziej komfortowych warunkach i założył pierwszy klasztor na górze Gareja. Kilku jego kumpli we włosienicach zgapiło potem ten pomysł, ale to właśnie Dawidowi trafiła się najbardziej zajebista miejscówka.
Kompleks rozwijał się nieprzerwanie przez długi czas, także dzięki napływowi wielu znamienitych mnichów, aż w XI wieku Turcy Seldżuccy powiedzieli dość i dali braciszkom po dupach. Mimo to, największą świetność Dawit Gareja osiągnęło w okolicach XII-XIII wieku, kiedy to kompleks został powiększony o kolejne klasztory (m.in. Udabno), porządne ujęcie wody (Łzy Dawida, które można oglądać do dzisiaj) i parę innych, lśniących bajerów.
Złote czasy skończyły się dość raptownie – w XIV i XV wieku na miejsce wpadli Mongołowie, a to co zostało z kompleksu, rozdupcyli następnie Persowie pod wodzą Abbasa I Wielkiego. Wiele cennych manuskryptów i dzieł sztuki zostało wtedy bezpowrotnie utraconych, a bezcennych fresków – zniszczonych. Kilka nieśmiałych prób ponownego zagospodarowania klasztoru spaliło na panewce, a mnisi wprowadzili się do niego ponownie dopiero w 1991 roku, tuż przed Pierestrojką. Co ciekawe, „chwilę” wcześniej klasztorny areał był częściowo używany jako poligon, co spotkało się z protestem Gruzinów. Manewrów ćwiczebnych zaprzestano, kiedy protestujący zaczęli rozbijać obozy na użytkowanych przez wojsko terenach. Obecnie największy klasztor kompleksu – Lawra – jest jedynym funkcjonującym, przez co część jego zabudowań jest niedostępna dla zwiedzających.
Na tym jednak problemy Dawit Gareja się nie skończyły. Jako, że część kompleksu leży na strategicznie ważnych terenach Azerbejdżanu, Gruzja do tej pory lekko przepycha się ze swoim sąsiadem o władztwo nad całością jego terenu. Jak do tej pory spór nie został zażegnany.
Davit Gareja – zwiedzanie i wrażenia
Największym i najbardziej rozpoznawalnym klasztorem kompleksu jest Lavra, której budynki powstały na przestrzeni wielu wieków. Mury i wieża strażnicza powstały oczywiście później niż jaskinie Dawida i jego kompanów, chociaż to właśnie one robią na zwiedzających największe wrażenie. Charakterystyczna, skośna, „nakrapiana” pieczarami skała na pewno nie ujdzie Waszej uwadze. Pamiętajmy jednak, że w Lavrze nadal żyją mnisi, więc warto zachowywać się tak, żeby braciszkowie nie wykopali nas z terenu klasztoru. Nas na przykład nie wpuszczono do kościoła św. Mikołaja, a tereny mieszkalne mnichów są off-limits nawet dla najgrzeczniejszych zwiedzających.
Bo wyjściu z Lavry możemy udać się jeszcze na teren drugiego największego klasztoru kompleksu – Udabno (nie mylić z idylliczną, położoną nieopodal wioską, o której możecie przeczytać tutaj). Wystarczy podążyć ścieżką biegnącą nieopodal Lavry. Wstyd przyznać, ale – o ile moje zapiski mnie nie mylą – my częściowo przegapiliśmy tę atrakcję i poszliśmy niejako w drugą stronę, omijając (podobno spektakularne) widoki rozciągające się z górującego nad kompleksem wzgórza. Z niego możecie również, jeśli bardzo chcecie, napluć na terytorium Azerbejdżanu, do których z tego miejsca jest rzut beretem.
Niektóre przewodniki podają, że zwiedzanie Davit Gareja zajmuje średnio 3 godziny. No cóż – prawdopodobnie tak jest, jeśli zatrzymujecie się przy każdej jaskini, wlepiacie się w każdy fresk, a następnie kontemplujecie słońce zachodzące nad otaczającym kompleks pustkowiem. My co prawda opuściliśmy część atrakcji, ale samą Lavrę zeszliśmy w 45 minut i naprawdę nie czuliśmy potrzeby pozostawania tam dłużej…
I tu przechodzimy do meritum. David Gareja jest faktycznie przyzwoitą miejscówką, o którą TRZEBA zahaczyć będąc w Tbilisi czy w Gruzji ogólnie, ale na mnie osobiście znacznie większe wrażenie zrobiło skalne miasto Vardzia, w którym spokojnie dalibyśmy radę zagospodarować i 4 godziny. Być może jest to kwestia braku monumentalności, ale mnie Davit Gareja nie ścięło z nóg tak, jak siostrzany kompleks klasztorny, położony jednak w zdecydowanie mniej dostępnym miejscu. O samej Vardzii na pewno jeszcze napiszę i wtedy zdanie, które właśnie czytacie, zmieni nieco swój kształt.
Davit Gareja – transport
Mimo to, tak jak wspomniałem, do Davit Gareja nie wypada nie pojechać, nawet jeśli odwiedzacie Gruzję przez krótki czas. Jeśli chodzi o transport na miejsce, to możecie skorzystać z trzech głównych wariantów:
- Marszrutka – z Placu Wolności (linia Garei) lub ze stacji Samgori (do wspomnianej miejscowości Udabno, z której bez trudu dostaniecie się do samego kompleksu). Ten sposób jest najwolniejszy, ale zdecydowanie najbardziej ekonomiczny – powinniście zamknąć się w 10 lari na osobę;
- Taksówka – podczas naszego pobytu cena za taksę kształtowała się na poziomie 60-80 lari za przejazd to-and-fro;
Wycieczka – sposób najmniej polecany, ale najbardziej „merytoryczny”, jako że niektórych, mniejszych jaskiń nie sposób znaleźć samemu, nie mówiąc już o dowiedzeniu się czegoś o nich. Taki trip z przewodnikiem nie powinien kosztować więcej niż 200 lari od osoby.
*zdjęcia autorstwa Zosi K.
Dziękuję za podlinkowanie 🙂 Żałuję, że w tym roku nie udało mi się dotrzeć w tamte okolice, gdy byłam w Gruzji!