Bordżomi, czyli gruzińska Krynica
Bordżomi trudno uznać za to gruzińskie miasto, którego nie wolno przegapić. Moja znajoma, która była w Gruzji nie dalej jak miesiąc temu, powiedziała nawet, że czas spędzony na miejscu uznaje za jedyny stracony w tym kraju. Ja jednak wspominam tę miejscowość jako miły, nieco dziwny przerywnik, idealny dla tych, którzy w Gruzji szukają śladów po czasach sowieckich.
Nie trzeba być detektywem Pikachu, żeby skojarzyć, czemu Bordżomi zawdzięcza swoją względną sławę. Butelki czerpanej z tutejszego źródła wody trafiły jakiś czas temu do Polski, a w Gruzji jest to chyba najpopularniejsza woda mineralna, znana dodatkowo z charakterystycznego, słonawego posmaku. Źródło wysoko mineralizowanej wody odkryli w Bordżomi (w roku 1829) rosyjscy żołnierze, a lokalny zarządca – hrabia Vorontsov – był na tyle obrotny, że szybko wypromował miasteczko jako uzdrowisko. Jak w wielu takich przypadkach w byłym Związku Radzieckim, kurort funkcjonował świetnie aż do upadku czerwonego molocha, by po Pierestrojce stać się kolejną miejscowością z niesłychanie wysokim bezrobociem.
Woda mineralna to jednak coś, czego ludzie będą potrzebować zawsze. Tutejsze źródła funkcjonowały nadal, a po parudziesięciu latach ludzie, zdolni już codziennie włożyć coś do garnka, przypomnieli sobie o Bordżomi. Trudno powiedzieć, że miasteczko jest w fazie ponownego rozkwitu, ale wszystko jest na dobrej drodze. Powstają kolejne hotele i restauracje, a park zdrojowy przyciąga rokrocznie coraz to więcej i więcej spacerowiczów.
Za mojej bytności Bordżomi było typową miejscowością „na jeden dzień”. W zasadzie nie ma tu za wiele do oglądania, chyba że jesteście fanami historii o upadłej świetności. Ilość wszelkiego typu post-radzieckich ruin i szkieletorów zapewne będzie zmniejszać się z roku na rok, ale jak na razie jest ich tam zatrzęsienie.
Park zdrojowy (i inne atrakcje) w Bordżomi
Niemal jedyną, właściwą atrakcją Bordżomi jest tutejszy park zdrojowy, stanowiący świetne miejsce na spokojny spacer. Już w 2010 roku część jego zabudowy została odnowiona, zapewniając odwiedzającym (głównie tym z dziećmi) całkiem solidny wachlarz atrakcji. Na miejscu, poza całą masą wszelkiego typu mini-rozrywek dla najmłodszych (jak trampoliny, salony gier itd.), znajduje się między innymi kolejka linowa, która za pół lari wywiezie Was na jedno ze wzgórz, pod stojący na nim diabelski młyn. W samym parku znajdziecie także wiele rzeźb, altanek czy mozaik, przypominających o dawnej świetności tego miejsca. Aha – jest też kolejka górska. Serio.
Poza tym, że w parku zdrojowym można urządzić sobie przyjemny, nieco cebulacki piknik, dobrym pomysłem będzie też przejście 3 km wzdłuż płynącej przez obszar rzeczki. Na jej końcu znajduje się naturalnie zasilany basen, o wymiarach, które tylko nieznacznie rozmijają się z definicją standardowego brodzika. Wstęp na teren parku jest płatny, ale nie obciąży znacznie Waszego budżetu. Na jego teren wejdziecie za pół GEL, a w cenie będzie zawarta także możliwość skorzystania ze wspominanego wyżej basenu.
Poza parkiem, żądnego wiedzy turystę skusić może jeszcze tutejsze muzeum wiedzy lokalnej, założone w niegdysiejszej posiadłości Romanowów. Za 3 GEL (5 z przewodnikiem), dowiecie się tu wszystkiego o Bordżomi, jego okolicach oraz o właściwościach czerpanej z tutejszych źródeł wody. Nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, czemu sam nie wszedłem do środka.
Na „dobicie” pozostanie Wam jeszcze centrum samego miasteczka, ze spacerową promenadą, obłażącymi z tynku kawiarenkami i całkiem sympatycznym mostem.
Bordżomi – praktykalia
My do Bordżomi jechaliśmy z południa, ale do miasteczka z łatwością dostaniecie się z Tbilisi (2,5 godziny – marszrutki jadą ze stacji Didube), Gori (1,5 godziny), Kutaisi (3 godziny) czy Batumi (6 godzin). Tak naprawdę, miasteczko leży niemal dokładnie w połowie trasy między Tbilisi a Batumi, więc będzie idealnym przystankiem podczas każdej podróży ze wschodu na wschód oraz z północy na południe i na odwrót.
Jeśli chodzi o nocleg, to nowe opcje na miejscu pojawiają się właściwie z miesiąca na miesiąc. W okresie letnim lepiej zarezerwować nocleg z wyprzedzeniem, a wyborze najlepszego miejsca pomoże Wam poniższa mapka. My nocowaliśmy w jednym z najlepiej ocenianych homestay’ów w Bordżomi, prowadzonym przez niejaką Marinę Zulmatashvili – byliśmy bardzo zadowoleni, tym bardziej, że córka gospodyni doskonale mówiła po angielsku, a noclegownia położona jest niemal w samym centrum i 500 metrów od parku zdrojowego.
W poszukiwaniu jedzenia, w Bordżomi najlepiej udać się na jedną z głównych ulic – Robakidze, biegnącą wzdłuż Kury – tej samej rzeki, która płynie przez stolicę Gruzji. Sporo knajpek i barów znajdziecie również na ulicy 9 kwietnia (9 Aprili) oraz w samym parku zdrojowym. Niestety, mapy Google podają, że Taverna Nia – najlepsza knajpa, w której jedliśmy na miejscu – została na stałe zamknięta. Tu zostaje Wam więc tylko research organoleptyczny.
Brak komentarzy