Litewska Mierzeja Kurońska
Litewska część Mierzei Kurońskiej – wąskiego i długiego na 50 km pasa lądu, naniesionego przez fale na tutejszą mieliznę jakieś 5-6 tys. lat temu – to jedna z najważniejszych atrakcji turystycznych naszych północnych sąsiadów (gdybyście mieli wątpliwości, chodzi o Litwę). Jeśli jesteśmy w Kłajpedzie, to grzechem byłoby nie wsiąść na popierujący prom i nie spędzić na Mierzei choćby jednego dnia. Posunę się nawet do stwierdzenia, że jeśli musimy wybierać, to nieco wątpliwe uroki stolicy litewskiego wybrzeża można odpuścić sobie niemal całkowicie, byle tylko mieć czas na Mierzeję Kurońską. Co ważne, magia i klimat tego miejsca bynajmniej nie bazuje na plażach, choć i tych tutaj nie brakuje.
Jak się dostać na Mierzeję Kurońską
Jeśli naszą podróż na Mierzeję zaczynamy w Kłajpedzie, to sprawa jest prosta: musimy płynąć promem (z racji na obiektywnie nietrwały status mierzei, Kłajpeda nie jest z nią połączona mostem). Do dyspozycji mamy dwa porty – „stary” i „nowy”. My wybraliśmy nowy, bowiem umożliwia on transport samochodowy. Stary port jest bardziej dogodny dla pasażerów niezmotoryzowanych, bowiem ląduje niedaleko przystanku autobusowego, z którego można ruszyć w kierunku tutejszych atrakcji. Niezależnie od wybranego portu, cena przeprawy jest taka sama i wynosi 1 euro w obie strony. Za „rejs” z samochodem z nowego portu trzeba już zapłacić 12,3 euro (również w obie strony). Z kolei wielbiciele jednośladów silnikowych dopłyną na Mierzeję za niecałe 5 Euro. Podróż trwa krótko, bo zaledwie 4 minuty; nie należy również do specjalnie widowiskowych. Pełną informację na temat promów na Mierzeję znajdziecie w internecie pod tym linkiem. Zajrzyjcie zwłaszcza do sekcji Schedule, bowiem pory odpłynięć promów zależą od chuj wie czego. Tu tylko powiem, że nowy prom pływa praktycznie całą dobę i – jeśli nie chcecie na Mierzei Kurońskiej nocować – to możecie być spokojni.
Na Mierzeję Kurońską można się również dostać z Kaliningradu, przez jej rosyjską część. Tej opcji nie przećwiczyliśmy, a może być całkiem interesująca (zwłaszcza, że do Kaliningradu obowiązują obecnie darmowe e-wizy). Możliwa jest oczywiście także podróż w drugą stronę.
Poruszanie się po Mierzei Kurońskiej
Najbardziej dogodną (i zdrową jak cholera) formą poruszania się po Mierzei Kurońskiej jest rower. Jeśli mamy własny albo wypożyczony z Kłajpedy, to przewieziemy go promem za darmo. Na miejscu, o ile mi wiadomo, wypożyczalnia funkcjonuje tylko w Nidzie, więc lepiej załatwić sobie dwa koła odpowiednio wcześniej. Po całej długości tego spłachetka lądu ktoś niezwykle sprytny rozciągnął trasę rowerową, z licznymi odnogami odchodzącymi gdzie tylko się da. Jeśli macie do dyspozycji cały dzień, a zakwasy to dla Was zwykły ból życia, to jest to świetna opcja.
Piesi będą mieli trochę gorzej, ale bez tragedii. Największe miejscowości na Mierzei połączone są siecią autobusową, rozpoczynającą się w Smiltyne – tuż obok przystani starego portu. Na sam koniec litewskiej części lądu (do Nidy) dojedziecie za 3,5 euro, a do mniej-więcej połowy (pod Wzgórze Wiedźm w Juodkrante) za ok. 1,5 euro. Autobusy jeżdżą regularnie, ale o ich punktualności trudno mi coś powiedzieć, bo nie korzystaliśmy.
My, jako pierwszorzędne leniwce, poruszaliśmy się po Mierzei Kurońskiej własnym samochodem. Przemierzenie całości tym środkiem transportu zajmuje około godziny i jest bardzo wygodne. Samochód, podobnie jak rower, dowiezie Was niemal wszędzie – nawet jeśli nie dysponujecie terenówką. Z tego co wiem, lepsze zawieszenie przyda się natomiast na rosyjskiej części Mierzei, która nie dysponuje tak dobrze utrzymanymi drogami.

Rowery możecie również przywieźć samochodem, a ten zostawić na bezpłatnym parkingu. Są tu też gniazdka dla elektryków (sic!)
Atrakcje Mierzei Kurońskiej
Mierzeja Kurońska oferuje odwiedzającym całkiem spory zakres atrakcji, a do tego nie są to punkty bazujące wyłącznie na pięknie krajobrazu. Patrząc od północy, można wyróżnić trzy najważniejsze punkty na mapie:
Okolice Smiltyne
Najbliższe okolice portów promowych to przede wszystkim Litewskie Muzeum morza (wstęp: 9 euro), które niestety było zamknięte podczas naszego pobytu. Poza wystawką na zewnątrz (można za darmola popatrzyć na radzieckie jednostki pływające) i samym budynkiem muzeum (ulokowanym w niegdysiejszym forcie), odwiedzający mogą cieszyć się ekspozycją wypchanych zwierząt (lol) oraz występami zwierząt żyjących. Osobiście nie jestem fanem tego typu szopek, także serce nie zabolało mnie z powodu braku możliwości ujrzenia udomowionych fok czy delfinów, ale każdemu jego porno. Poza tym niedaleko znajdziemy także muzeum etnograficzne (darmowe) oraz wystawę poświęconą przyrodzie Mierzei Kurońskiej (1 euro z kawałkiem). W tym ostatnim dowiemy się nieco o historii regionu oraz o tym, co możemy zobaczyć na miejscu.
W okolicy Smiltyne znajduje się również najpopularniejsza (bo najbliższa portowi) lokalna plaża. Jeśli macie ochotę na odrobinę relaksu nad brzegiem morza, to równie dobrze możecie odbić w prawo (jadąc z północy) w jakimkolwiek innym miejscu. Praktycznie całe zachodnie wybrzeże to jeden wielki, plażowy pas, zawierający nawet spot dla nudystów. Przy bardziej popularnych miejscówkach są ustawione kibelki, z których polecam korzystać.
Okolice Juodkrante
Wioska Juodkrante jest całkiem ładna sama w sobie – jej główny bulwar usiany jest nowoczesnymi rzeźbami, które urozmaicają spacer. W jej pobliżu znajduje się również ogromna kolonia czapli i kormoranów, która na pewno zajara ornitologów-amatorów (weźcie lornetki, zwłaszcza jeśli jesteście na miejscu od lutego do maja). My jednak nastawialiśmy się przede wszystkim na odwiedziny na Wzgórzu wiedźm.
Wzgórze wiedźm to jedna z atrakcji z mojego ulubionego cyklu midnfucki świata. Otóż w 1979 roku kilku lokalnych artystów doszło do wniosku, że świetnym pomysłem będzie obstawienie pewnego obszaru rzeźbami, przedstawiającymi scenki i postacie folklorystyczne. Nie były to jednak wizerunki litewskiej odmiany Jasia i Małgosi czy Królewny Śnieżki, a wszelkiego typu obleśne stwory w rodzaju diabłów, wiedźm, duchów leśnych i innego mistycznego gówna. W wyniku działalności tego wesołego konglomeratu, wzgórze w Juodkrante zyskało swoistą ścieżkę zdrowia, na której natkniemy się na dziesiątki przeróżnych, drewnianych tworów artystycznych, niejednokrotnie spełniających dodatkowe funkcje. Możemy więc na przykład zjechać na tyłku po jęzorze diabła, pobujać się na surrealistycznych huśtawkach czy pobiegać (i się zabić) na czymś, co ewidentnie zawieszone jest na dwóch fujarach. Całość przebieżki po Wzgórzu Wiedźm zamyka się w godzinie, jest bardzo sympatyczna i do tego darmowa. Jest to również świetny pomysł na upalny dzień, bo rzeźby znajdują się w miło ocienionym lasku. Dla zwiększenia wrażeń polecam spacer nocą, ale wtedy zabrałbym dodatkową parę majtek, na wypadek ewentualnych popuszczeń.
Okolice Nidy
Urokliwa Nida to największa miejscowość na Mierzei Kurońskiej i jednocześnie najważniejszy turystyczny punkt całego obszaru. Miasteczko samo w sobie jest ładniutkie, a do tego dysponuje paletą własnych, mniejszych atrakcji, takich jak (podobno) bardzo ładna plaża, kilka muzeów, galeria bursztynu czy latarnia morska (niestety zamknięta dla zwiedzających, ale do odważnych świat należy). Jeśli spędzicie tu więcej czasu, to z pewnością usłyszycie język niemiecki, jako że nasi zachodni sąsiedzi zapałali do Nidy miłością żywą i namiętną jak uścisk żelaznej dziewicy.
Najważniejszą atrakcją okolic Nidy są tutejsze ruchome wydmy… czy raczej jedna wydma-gigant: Parnidis. Na jej ponad pięćdziesięciometrowy szczyt możemy wejść (za darmo) specjalną ścieżką wiodącą z Nidy, jak również krótszą drogą, prowadzącą na wierzchołek bezpośrednio z głównej drogi. Krajobrazy są iście księżycowe, ale my nie odebraliśmy samej wydmy jako czegoś super-niesamowitego. Więcej nawet, widząc ją z pewnej odległości zdecydowaliśmy, że nie chce nam się drałować na jej szczyt. To właśnie dzieje się z ludźmi, którzy mają pod ręką drona z kamerą. Niemniej, spacerek – pomimo wyjącego jak potępieniec wiatru – był całkiem fajny, a uprzyjemniały go okoliczności przyrody kojarzone raczej z klimatem śródziemnomorskim.
Nocleg na Mierzei Kurońskiej
Jeśli nocleg na Mierzei Kurońskiej, to przede wszystkim w Nidzie. Inne miejscowości również oferują pewne opcje, ale ich największy wybór – zarówno jeśli chodzi o spanie, jak i o jedzenie – znajdziecie właśnie tutaj. Miasteczko dysponuje niemal pełnym przekrojem noclegowym (od kempingów po zadbane hoteliki), a także solidną ilością restauracji, znanych z bardzo wkusnych owoców morza (przewodniki polecają uwadze restaurację Tik Pas Jona, której specjalnością są wędzone rybki). Możliwości nocowania na Mierzei przejrzała dla Was Agatka:
Jeśli macie trochę czasu do spalenia, to polecam wpaść na Mierzeję pierwszego dnia wieczorem, przetransportować się do Nidy i obalić piwko czy dwanaście na którejś z okolicznych plaż, sycąc zaczerwienione oczy zachodem słońca. Następnego dnia możecie zacząć niespieszny powrót na północ, zaczynając od wydmy Parnidis, a potem przebijając się na spokojnie przez Juodkrante aż do Smiltyne. Taki plan zapewni Wam wystarczająco wiele czasu, by dokładnie zapoznać się z atrakcjami Mierzei Kurońskiej, złapać trochę litewskiego słońca (o ile będzie obecne) i docenić urok tutejszych miasteczek. Nam zabrakło trochę tego ostatniego, bowiem na wizytę mieliśmy tylko większą część jednego dnia. Jeżeli jednak planujecie przedłużony (np. 4-dniowy) weekend wyłącznie na litewskim wybrzeżu, to koniecznie przeznaczcie co najmniej 24 godziny na eksplorację Mierzei Kurońskiej.
Na filmie poniżej możecie również zobaczyć, jak wyglądał nasz dzień na Mierzei Kurońskiej. Może to pomoże Wam zaplanować pobyt na miejscu:
Uwielbiam taki przekaz bez słodzenia zbędnego zachwytu i ludzkim językiem 😀. Pozdrawiam i róbcie to dalej.
Dzięki za miłe słowa 🙂
Bardzo pomocne. Wydaje się że przekazałeś b. dużo informacji w bardzo prosty sposób. Startujemy 28.08.
Po powrocie napiszę jak było. Wielkie dzięki. Pozdrawiam
To miłej podróży. Dajcie znać, gdyby trzeba było coś uzupełnić :).