4 pomysły na jednodniówki z Wilna
Wilno, jak dość powszechnie wiadomo, jest stolicą sympatyczną i położoną na tyle blisko Polski, że można się tam wybrać na weekend bez większego przygotowania. Porównując je jednak do głównych miast reszty państw nadbałtyckich – Łotwy i Estonii – stolica Litwy wypada dość blado, chyba że w obszarze Waszych zainteresowań leżą głównie barokowe kościoły. Na szczęście jednak Litwa jest na tyle mała i leży na tyle blisko granicy z naszym krajem, że będąc w Wilnie zyskacie okazję do urządzenia sobie kilku wycieczek w bliższą i dalszą okolice.
Poniżej przedstawiamy 4 propozycje krótszych eskapad, dla których dogodną bazą jest stolica Litwy. Większość z nich to propozycje na mniej-więcej pół dnia (nie licząc dojazdu!), więc – dysponując własnym transportem – możecie w miarę dowolnie łączyć je ze sobą. Od razu zaznaczymy, że sami nie byliśmy we wszystkich tych miejscach, ale planując nasz wypad do państw nadbałtyckich gruntownie sprawdziliśmy je pod kątem atrakcyjności. Jeśli do Wilna polecicie samolotem, to również nie musicie się martwić – sprawdziliśmy dla Was opcje dojazdowe.
Kierunek północny: ścieżka w koronach drzew i środek Europy
Zacznijmy od wycieczki, którą można opisać jako najbardziej problematyczną. Jest tak dlatego, że wymaga ona skoczenia w głąb Litwy i to na dość sporą odległość od Wilna. Jedyna (jak na razie) w państwach nadbałtyckich ścieżka w koronach drzew położona jest circa 100 km na północ od litewskiej stolicy, w pobliżu miejscowości Onikszty. Została zbudowana w 2015 roku, więc można śmiało powiedzieć, że to obiekt nowoczesny, na którym czas nie odcisnął jeszcze swojego piętna, a do tego wyposażony we wszelkie potrzebne udogodnienia (w tym windę dla osób niepełnosprawnych).
Ścieżka (bilet wstępu: ok. 3 euro) ma około 300 metrów długości i wyniesie nas na 24 metry nad poziom gruntu. Z jej wysokości możecie do woli podziwiać sobie las, który był swego czasu „muzą” litewskiego poety Antanasa Baranauskasa. Jego wiersze „ilustrują” zresztą kolejne przystanki na trasie. Spacer kończy się na 34-metrowej wieży widokowej, z której rozpościera się wcale przystojny widok na wzmiankowany lasek, pobliską rzekę oraz kościół św. Mateusza, będący najwyższą tego typu budowlą w kraju. Dodatkowo, ścieżka znajduje się niedaleko wejścia do Parku Regionalnego Onikszty, dysponującego własnym wachlarzem „naturalnych” atrakcji (o wszystkich możecie poczytać na stronie internetowej parku).
Jedyną w tym rejonie świata ścieżkę w koronach drzew możecie lepiej obejrzeć sobie na poniższym filmie:
Jeśli odwiedziny na ścieżce w koronach drzew to dla Was za mało, żeby ruszyć tyłek na północ, to po drodze możecie zahaczyć jeszcze o jedno z geograficznych centrów Europy. „Jedno z”, bowiem tych wskazano już kilka, włączając w to nawet Suchowolę pod Białymstokiem. Litewskie centrum Europy ma tę przewagę, że zostało uznane przez komisję Księgi Rekordów Guinessa (choć nie do końca wiemy, jaki rekord został tu pobity), więc stoi za nim coś więcej niż wyliczenia jednego gościa. W pobliżu samego punktu, udekorowanego odpowiednią rzeźbą, znajduje się jeszcze Europos Parkas, czyli swoista próba dokooptowania do miejsca wartości artystycznej. Wśród eksponatów znajdziecie między innymi instalację artystyczną wykonaną z 3000 telewizorów. My tam nie byliśmy i nie jesteśmy pewni, czy powinniśmy żałować. Strona internetowa parku nie wygląda zachęcająco… Litewski środek Europy znajdziecie w pobliżu miejscowości Girija, niecałe 28 km na północ od Wilna.
Trasa północna jest do zrobienia w jeden dzień, jeśli dysponujecie samochodem. Jeśli nie, to może być nieco gorzej. Do Oniksztów (Anyksciai) dostaniecie się co prawda autobusem (bilet możecie kupić tutaj), ale trasa w jedną stronę to kwestia 2,5-godzinnego przejazdu. W wariacie nie-samochodowym polecamy więc raczej tylko wizytę w geograficznym centrum Europy. Do Giriji dojedziecie z Wilna lokalnym autobusem linii 175 (start przy głównym dworcu kolejowym) i zrobicie to w ciągu pół godziny.
Kierunek wschodni: Rzeczpospolita Pawłowska i Wysoka Góra
Historia Rzeczpospolitej Pawłowskiej to kawałek chlubnej opowieści wśród mało pozytywnych zapisów kronik polskich z końca XVIII wieku. W 1767 roku wieś Pawłowo została nabyta przez księdza Pawła Ksawerego Brzostowskiego, który momentalnie wprowadził na swoich ziemiach bardzo rozsądne reformy. Pańszczyzna została zastąpiona czynszem, a chłopi zyskali nie tylko wolność osobistą, ale nawet własny samorząd. Co więcej, pawłowski sejm został uznany przez Rzeczpospolitą, de facto zyskując coś na kształt małej niepodległości. Ksiądz Brzostowski został za swoje reformy odznaczony Orderem Orła Białego, ale historia Pawłowa skończyła się już w 1831 roku, po upadku powstania listopadowego. Władze carskie prześladowały mieszkańców małej republiki i przekształciły lokalny kościół w cerkiew.
Po wiosce nie zostało wiele, ale na miejscu można przejść się po ruinach posiadłości Brzostowskiego i poznać historię małej Rzeczpospolitej. Ruiny są na tyle imponujące, że zagrały nawet w nowej wersji Wojny i pokoju produkcji BBC. My sami nie byliśmy na miejscu, ale jest to jeden z tych punktów, który od razu wciągnęliśmy na listę „do nadrobienia”.
Niestety, do Pawłowa dostaniecie się jedynie własnym transportem, chyba że macie ochotę wywalić furę hajsu na taksówkę. To samo tyczy się także Wysokiej Góry, czyli najwyższego litewskiego szczytu, leżącego w pobliżu miasteczka Miedniki Królewskie. Na tym niezbyt imponującym wzniesieniu (nie ma ono nawet 300 m n.p.m.) znajdziecie wieżę widokową i zasadniczo tyle, ale zawsze jest to jakaś dodatkowa atrakcja.
Kierunek południowy: Druskieniki i okolice
W przypadku Druskieników trudno w sumie mówić o 1-dniówce z Wilna, bo miejscowość leży aż 130 kilometrów od litewskiej stolicy. Niemniej, jest to niezły pomysł na przystanek podczas podróży z Polski do Wilna, o ile macie ochotę na całkiem solidne zboczenie z drogi. My sami w Druskienikach jeszcze nie byliśmy, zostawiając je sobie właśnie na jakąś weekendową okazję.
Tak czy owak, Druskieniki to najpopularniejsze i najnowocześniejsze uzdrowisko na Litwie, pełniące tę rolę już szmat czasu. Nawet jeśli nie interesują Was źródła mineralne, pokłady borowiny czy wizyta w jednym z 9 sanatoriów, to miejscowością powinni zainteresować się fani urbexu. W czasach radzieckich funkcjonowało tu kilka ośrodków, które obecnie popadają w ruinę i straszą (lub zachęcają – jak kto woli) brutalistyczną architekturą. Dodatkowo, w okolicy Druskieników znajdziecie jeden z największych w Europie Aquaparków (szczegóły możecie sprawdzić na jego stronie internetowej) oraz słynny Gruto Parkas. Ten ostatni to nic innego jak (chyba) największy na świecie zbiór wizerunków Lenina, zgromadzony na otwartym powietrzu (oraz parę dodatkowych atrakcji; za bilet zapłacicie 7,5 euro).
Do Druskieników z Wilna bezproblemowo dojedziecie autobusem (bilety – ponownie – kupicie tutaj) – przejażdżka potrwa około 2 godzin. Jak wspominaliśmy, sensowniej będzie jednak zajrzeć do nich jadąc do/z Wilna z/do Polski własnym transportem. Miasto położone jest poza standardową trasą dojazdu do stolicy Litwy, ale nie na tyle, by miało to zrujnować Wasze plany. Ostatecznie można się również wybrać tylko do Druskieników, co nam osobiście chodzi po głowie. Jeśli plan zostanie zrealizowany, ta na pewno zrelacjonujemy jego wykonanie na blogu.
Kierunek zachodni: Troki (i Elektreny)
Na koniec zdecydowanie najciekawszy kierunek, czyli zachód.
Zamku w Trokach chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. To najbardziej imponująca z litewskich fortec, której historia zaczęła się w XV wieku, kiedy to Troki były ważnym ośrodkiem Wielkiego Księstwa Litewskiego. Można śmiało powiedzieć, że – poza Wilnem – wzmiankowany zamek jest najchętniej odwiedzaną przez turystów miejscówką na Litwie, więc spodziewajcie się umiarkowanych tłumów (no – może nie podczas pandemii, ale kiedy wszystko już wróci do normy) i setek stoisk z pamiątkowymi pierdoletami. My osobiście uważamy, że zamek najlepiej wygląda z większej odległości, ale wnętrze jak najbardziej można zwiedzać, płacąc za tę przyjemność 8 euro.
Z Wilna do Troków bez najmniejszych trudności i za grosze (do 15 zł) dostaniecie się autobusem (kilka linii jeżdżących około 50 razy dziennie, w tym 128, 130 czy 131; czas przejazdu: pół godziny) lub pociągiem (linia 853, do 20 zł, również około pół godziny jazdy). Samochodem to kwestia do 30 minut jazdy, ale weźcie pod uwagę, że może być problem z parkowaniem.
Jednak Troki Trokami, ale kierunek na zachód od Wilna nam osobiście zrobiła zupełnie inna miejscówka: opuszczony park rozrywki w Elektrenach.
Elektreny to niepozorna, litewska miejscowość, położona na trasie Wilno-Grodno, niecałe 50 km od tego pierwszego. Jej nazwa wzięła się rzecz jasna od pobliskiej elektrowni o mocy 1800 MW, a największą miejską atrakcją jest duży zbiornik wodny, ocieplany przez wzmiankowany zakład. Jeszcze w czasach Związku Radzieckiego powstał tu też „osiedlowy” park rozrywki. Jeśli nie kojarzycie tego typu konstrukcji, to przypomnijcie sobie Czarnobyl i słynne młyńskie koło. Kojarzycie?
No to w Elektrenach też jest coś takiego, a dodatkowo nieużywanego od kilkunastu (albo więcej) lat z górką, więc odbiór miejsca jest niemal identyczny jak w Prypeci. Diebelski młyn, karuzele, strzelnica, a nawet roller coaster stoją odłogiem i rdzewieją, stanowiąc jednocześnie centrum młodzieżowej aktywności lokalnej (głównie związanej z piciem browarów). Atrakcje nie są ogrodzone, więc można łazić po nich do woli, choć raz na jakiś czas na miejsce wpada patrol policyjny i sprawdza, czy nikt nie wspina się na kolejkę górską.
Okazji do fajnych kadrów czy bardzo nietypowego urbexu jest tu zatrzęsienie, a jeśli macie możliwość polatać dronem to już w ogóle będzie petarda. Dla takich miejscówek zdecydowanie warto przemierzać Litwę samochodem, chociaż od biedy dostaniecie się tu także autobusem – z Wilna jeździ tu kilka linii (w tym 361, 362, 367 i 368), pokonując całą trasę w niespełna 45 minut. Za naszego pobytu park stał otworem dla wszystkich – można było do niego wejść przez jedną z kilku bram czy liczne dziury w płocie.
Mówiąc o kierunku zachodnim nie można pominąć faktu, że 100 km do Wilna „na lewo” znajduje się Kowno – drugie największe miasto Litwy. Do Kowna co prawda warto wybrać się na nieco dłużej niż kilka godzin, ale jeśli macie samochód, to niecałe 3 godziny w tę i na zad nie są chyba aż takim wyzwaniem. O Kownie napisaliśmy dla Was oddzielny wpis – może Wam się przydać przy planowaniu Waszego wypadu na Litwę.