Podziemia i góry Mangystau
Jeśli ktoś już odwiedza zachodni Kazachstan, to bynajmniej nie po to, by na kilka dni zagubić się pomiędzy szarymi zabudowaniami Aktau. O ile podobna wycieczka nie ma u podstaw celów stricte biznesowych, to powód jej odbycia może być tylko jeden. Region Mangystau.
To zgrupowanie równin, wąwozów, pustyń i wzgórz to najważniejsza atrakcja turystyczna zachodniego Kazachstanu, wymagająca jednak od podróżnika dużego zacięcia, a także – niestety – sporego zapasu wolnego czasu. Jak to bowiem często bywa w przypadku rejonów mniej turystycznych, przemieszczanie się po tej przestrzeni wiąże się z kilkugodzinnymi czasami oczekiwania na kolejne transporty, spędzonymi przeważnie we wnętrzach powoli zapełniających się marszrutek, pachnących owcą zmagającą się z solidnym zapaleniem pęcherza.
Jeśli odwiedzający tę część Kazachstanu ma stosunkowo mało czasu (dajmy na to: jeden pełen dzień), to zmuszony jest wybierać pomiędzy trzema głównymi kierunkami. Może iść za głosem większości i udać się na południowy wschód od Aktau, w kierunku miejscowości Zangaozen (o której swego czasu było głośno w związku z protestami robotników zatrudnionych przy wydobyciu ropy naftowej); posłuchać przewodnika Lonely Planet i podjechać na północ, w okolice wioski Tauczik; lub wybrać nieco mniej popularny kierunek północno-wschodni, „zwieńczony” miasteczkiem Szetpe. W każdym z tych przypadków należy nastawić się na to, że (przynajmniej poza sezonem) ruch turystyczny może być znikomy, a busiki (jak to w Azji Centralnej) będą odjeżdżać po zapełnieniu się. My, zdążając do Szetpe, czekaliśmy na odjazd niemal 2 godziny.
Otpan Tau i Lwia skała
Czemu wybraliśmy Szetpe? Powiem szczerze, że nie mam bladego pojęcia. Wydaje mi się, że przeważyły tutaj kwestie dojazdowe, opisywane przez przewodnik jako wymagające najmniej zachodu, a także zajmujące stosunkowo niewiele czasu. Nie licząc oczekiwania na marszrutkę, dojazd do Szetpe zajął – z zegarkiem w ręku – dwie godziny. Gorzej, że na miejscu mieliśmy zaledwie kolejne cztery, bo musieliśmy jeszcze zdążyć na busik powrotny. Teraz wiem, że znacznie lepszą opcją byłoby odczekanie do wieczora i załadowanie się do pociągu, który przejeżdża przez wioskę w drodze do granicy z Uzbekistanem. Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję Szetpe odwiedzić, rozważcie tę opcję, bo oszczędza ona masę czasu.
Jeśli chodzi o okolice nieszczęsnego Szetpe, to oferuje ona dwie główne atrakcje: Otpan Tau oraz Sherkalę, czyli Lwią skałę. Warto tu jednak zaznaczyć, że jeśli spodziewacie się w którymś z tych przypadków widoków godnych górskich przełęczy Kirgistanu, to możecie poczuć się lekko rozczarowani.
Otpan Tau to – zasadniczo – góra, a do tego najwyższa na całym obszarze (nie ma szału, bo to zaledwie trochę ponad 530 metrów). Nie sama góra jest jednak najważniejsza, a to, co na niej stoi. Jest to bowiem ni mniej-ni więcej tylko jedyny na świecie meczet, który z daleka można pomylić ze statkiem kosmicznym. Trzy zwieńczone złotem kopuły Adaj-Ata wieńczą taką samą liczbę smukłych wież, a tuż obok pyszni się pomnik wilczycy. Według legendy Kazachowie zrodzili się właśnie z wilka, stąd taki dobór zwierzęcia. Pozostając jednak w klimatach kosmicznych, warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden obiekt typu UFO. Od NOLa przycupniętego u podnóża góry zaczniecie zresztą zwiedzanie całego kompleksu, a to dlatego, że mieści się tam kasa biletowa (turyści zza granicy płacą 700 tenge i jest to dwa razy więcej niż kwota, którą płacą lokalni) oraz muzeum. To ostatnie może i bardzo się stara, ale brak jakichkolwiek opisów po rosyjsku (nie mówiąc już o angielskim) skutecznie uniemożliwia lepsze zapoznanie się z eksponatami (przerażona przewodniczka też niewiele tu pomoże – z identycznych względów). Upside: jeśli chcielibyście obejrzeć sobie makiety pozostałych atrakcji Mangystau, to nie można trafić lepiej. O ile wiejący potępieńczo wicher nie spizga Was prosto w przepaść, to do Adaj-Ata warto przyjechać po jedną rzecz: widoki. Zielone równiny rozciągające się wokół kompleksu są równie bezkresne, co fotogeniczne, a świeże powietrze na miejscu sprawia, że człowiek nie ma ochoty schodzić, nawet pomimo tego, że ocipieć można od tego cholernego wietrzyska.
BARDZO blisko Otpan Tau (na tyle, że cena 8000 tenge za dwie osoby za całą wycieczkę nagle przestała nam się jawić jako racjonalna) znajduje się jeszcze Sherkala (Lwia skała). Ten wielki, kredowy kamulec faktycznie robi jako-takie wrażenie, chociaż poważnie się zastanawiam, czy warto tłuc się do niego aż z Aktau, a następnie zaraz wracać. Znacznie lepszym pomysłem byłoby spędzenie w jego cieniu kilku leniwych godzin, podlanych piwkiem i zakąszonych jakimś miejscowym, tłustym specjałem. W okolicy skały znajduje się zresztą popularna wśród miejscowych oaza (trudno jej nie zauważyć – odznacza się jedynymi okazami wysokiej roślinności w okolicy) oraz niewielka nekropolia, o którą nie zdążyliśmy już zahaczyć.
Rejon Mangystau dysponuje jednak nie tylko podziemnymi meczetami i widokami na ocenę dobrą+. Niezwykle frapującą częścią krajobrazu są tu nekropolie – zarówno te stare, jak i trochę nowsze. Cmentarze we wschodnim Kazachstanie robią naprawdę ogromne wrażenie. Częściowo dlatego, że to zazwyczaj wielkie zgrupowania zwieńczonych kopułami mauzoleów, stanowiących małe dzieła sztuki; a częściowo przez barwę tych budynków: kremową, w słońcu wpadającą w niemal rażącą biel. Podobnych „miasteczek” mija się jadąc przez Mangystau bardzo wiele (podobno jest ich ponad 350), a jednym z większych jest Koshkar Ata, mijany po drodze do Shetpe. Zabudowany mauzoleami obszar rozciąga się po jednej stronie drogi na wiele setek metrów, a kiedy będziecie go mijać, zwróćcie uwagę na reakcję podróżujących z Wami Kazachów. Większość z nich na znak szacunku wykona gest obmywania twarzy, który widywaliśmy jeszcze wiele razy w Azji Centralnej.
Jeśli miałbym wskazać jedną rzecz, której żałuję w związku z naszą krótką wizytą w Kazachstanie, to właśnie tego, że nie mieliśmy możliwości zatrzymać przy tej nekropolii. Pal licho niewidziane podziemne meczety, pal licho widoki z Otpan Tau i Lwią skałę. Z tej całodniowej, męczącej wycieczki najlepiej zapamiętałem właśnie te migające za oknami marszrutki cmentarze i ogromny szacunek, jaki budzą nie tylko w miejscowych, ale także w przyjezdnych.
A, no dobra. Był jeszcze DOKUMENTNIE zasrany kibel na dworcu autobusowym w Szetpe, ale tego typu „atrakcje” prześladowały nas w całej Azji Centralnej.
Fajnie tam! Dzięki za przybliżenie tego regionu 😀
Dzisiaj jeszcze rzucę kilka zdjęć 🙂