Matka (Ojczyzna) jest tylko jedna
Kiedy byliśmy w Kijowie w 2016 roku, przy okazji Wyprawy do Azji Centralnej, bardzo żałowałem, że nie udało nam się podejść pod chyba najbardziej monumentalną z atrakcji tego miasta. Mowa, rzecz jasna, o wielkim pomniku znanym jako Matka Ojczyzna, stojącym w dzielnicy Peczersk i spoglądającym na całe miasto ze szczytu całkiem sporego wzniesienia. Odwiedzając Kijów w tym roku nastawiłem się przede wszystkim na nadrobienie tej właśnie zaległości.
Europa wschodnia zdecydowanie ma zacięcie do wielkich pomników, a spora część z nich przedstawia kobiety. Jednym z głównych punktów zainteresowania w Tbilisi jest Matka Gruzinów, zwana Tamarą, która opiekuje się swoimi dziećmi ze szczytu wzgórza Narikala, a w Wołgogradzie (zwanym kiedyś Stalingradem) do boju zagrzewa Rosjan dzieło pod tytułem Matka Ojczyzna Wzywa!, będące jednym z największych pomników na świecie. Symbolika kobiety-matki jest więc na wschodzie symboliką modną, wiecznie żywą, a do tego taką, która nie straciła na aktualności nawet po rozpadzie Związku Radzieckiego. Z Matką przez duże „M” może bowiem identyfikować się cały naród, niezależnie od tego, jaki ustrój obecnie uciska (bądź nie) mu bebechy.
Kijowska Matka Ojczyzna nie jest tu wyjątkiem. Pomimo tego, że na jej ogromnej, mierzącej 13×8 m i ważącej 13 ton tarczy nadal widnieją wizerunki sierpa i młota, pomnik wciąż jest symbolem przede wszystkim Ukrainy i odwagi jej obywateli. Może to nieco dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że w Sali pamiątkowej, znajdującej się bezpośrednio pod nim, wyryto imiona ponad 11 tysięcy żołnierzy i robotników, którzy mieli „szczęście” otrzymać tytuły Bohatera Związku Radzieckiego lub Bohatera Pracy Socjalistycznej. Podejrzewam, że Ukraińcy nie są z tego powodu specjalnie zadowoleni, ale z drugiej strony ma to chyba odbicie w liczbie i rodzaju ludzi odwiedzających wspominaną salę – zaglądają tu przede wszystkim turyści z zagranicy.
Po rozbadzie ZSSR pojawiły się, rzecz jasna, głosy nawołujące do zburzenia konstrukcji. Przeciwnicy takiego rozwiązania wskazywali, że monument nie upamiętnia samego Związku Radzieckiego, a bohaterstwo ukraińskich żołnierzy. Poza tym – tak jak w przypadku Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie – koszty takiej „dekomunizacji” byłyby naprawdę znaczne. W związku z powyższym, „zmycie czerwieni” ograniczyło się w przypadku Matki Ojczyzny do zmniejszenia jej miecza. Przed 1991 rokiem jego czubek sięgał na 108 metrów, o 6 metrów przewyższając najwyższy krzyż Ławry Peczerskiej. Godło ZSSR na tarczy pozostało nienaruszone, zgodnie zresztą z brzmieniem ukraińskiej ustawy dekomunizacyjnej, zawierającej listę konkretnych wyjątków, opartą w dużej mierze na kwestiach techniczno-finansowych.
We wnętrzu Matki Ojczyzny funkcjonują dwie otwarte dla turystów platformy widokowe – na 36 i 91 metrze (ta znajduje się na niesławnej tarczy). Niestety, w 2003 roku jakiś debil spadł z wyższej, efektywnie pozbawiając: a) się życia; b) innych odwiedzających możliwości korzystania z platform przez pewien czas. Obecnie PODOBNO platformy są ponownie otwarte (tak stanowi strona internetowa obecnego przy pomniku muzeum), ale my nie widzieliśmy na nich nikogo. Wejście na nie jest płatne (odpowiednio 50 UAH dla niższej i 200 UAH dla wyższej), a na 91 metrów mogą wejść tylko pełnoletni zwiedzający pod opieką pracownika muzeum. Niższa platforma zlokalizowana jest u stóp pomnika i można na niej korzystać z wojskowych lornetek z 1946 roku. Wejście na obie platformy (w godzinach 10-15:30, w weekendy do 16:30) warunkowane jest dobrą pogodą – być może to była przyczyna, dla której platformy podczas naszej wizyty były puste, aczkolwiek nie sądzę, bo wiatr był praktycznie zerowy.
Matka Ojczyzna to jednak nie tylko ogromny pomnik i symbol, paradoksalnie ukochany przez mieszkańców Kijowa (w 2015 roku Mamusia została nawet ukoronowana wieńcem z ogromnych, sztucznych maków). Do podnóża tego 450-tonowego symbolu wiedzie specjalna, szeroka promenada, udekorowana kolejnymi rzeźbami (tworzącymi naprawdę imponujący tunel) oraz przeróżnymi, wojennymi „pamiątkami” – wielbiciele czołgów i innych pojazdów pancernych będą zachwyceni. Osobliwym dodatkiem ostatnich lat jest „rzeźba” nawiązująca do ostatnich wydarzeń na Ukrainie, ustawiona centralnie u stóp Macierzy. Pojedynczy, pomalowany na żółto i niebiesko czołg stoi naprzeciw dwóch czołgów w oryginalnych barwach. Nietrudno się domyślić, jaki kraj symbolizują pojazdy będące w przewadze.
Jeśli chodzi o dojazd pod Matkę Ojczyznę, to jest on uzależniony od miejsca, z którego startujemy. Stosunkowo najprościej będzie dojechać pod pomnik z Majdanu, skąd na sam początek wspomnianej wyżej, szerokiej promenady dojeżdża autobus numer 24. Nam zamarzyło się skorzystać z metra i wysiąść na dość ciekawej, naziemnej stacji Dnipro. Następne 3 kilometry przeszliśmy wzdłuż Dniepru na południe, (tu możliwe jest też odbicie w prawo na wysokości Ławry Peczerskiej). Znad Dniepru pod pomnik można dostać się przez park (wystarczy skręcić w stronę widocznej na wzgórzu Matki). Spod Dolnej Ławry Peczerskiej pod monument również prowadzi parkowa ścieżka, ale jest ona w kiepskim stanie, zawiera pierdylion schodów, a ponadto w jednym miejscu natknęliśmy się na niej na zamkniętą bramę, przez którą musieliśmy się najzwyczajniej w świecie przecisnąć (na całe szczęście krata była już rozgięta). Na wysokość pomnika dojeżdża również spod Dnipro autobus linii 115, ale jego rozkład jazdy podsumować można słowami „prawdopodobnie co 15 albo 30 minut, o ile w ogóle”.
Rada na koniec: jeśli chcielibyście odwiedzić Pomnik Matki Ojczyzny i pobudowane pod nim sekcje muzealne, a następnie Ławrę Peczerską, to wyruszcie wcześnie rano i przeznaczcie sobie na tę wyprawę cały dzień. Odległość od centrum i rozległość całego obszaru robią swoje i na pewno nie jest to impreza na dwie-trzy godzinki. Pomiędzy wizytą u Mamy i w Ławrze możecie strzelić sobie piwko w oddzielającym je od siebie parku. Nas bardzo (i pozytywnie) zaskoczyło to, że w sierpniową sobotę w 2017 roku kręciło się tam naprawdę niewielu ludzi, a w barze siedzieliśmy praktycznie sami.
Byłem tam 2 tygodnie temu /od 10.03.2019/ i opis się zgadza. Z jednym wyjątkiem. Idąc od stacji metra Dnipro 3 kilometry na północ to raczej byś dotarł do Placu Pocztowego i Dworca Rzecznego. Trzeba iść na południe. A dla najbardziej leniwych, zmęczonych albo nie mających zbyt dużo czasu to najlepszą opcją będzie dojazd metrem do stacji Arsenalna. Sam wyjazd schodami na górę jest już sporym przeżyciem. A następnie kilka przystanków autobusem 24 albo trolejbusem 38 pod samą bramę Ławry albo kawałek dalej pod pomnik
Dzięki, poprawiłem – faktycznie coś mi się pokiełbasiło :).
Ciekawostka że słychać odgłos bijącego serca tylko trzeba się dobrze wsluchac
No to to już jakieś bajania raczej 😉