Wynajem samochodu w Tromso (zimą)
Biorąc pod uwagę norweskie ceny, mogłaby wydawać się, że wynajem samochodu w tym kraju nie będzie zbyt ekonomiczną opcją… i trochę tak jest. Jeśli jednak pomnożymy naszą determinację przez ceny norweskiego transportu publicznego (w 2017 roku przejazd w dwie strony autobusem z lotniska w Bergen do miasta kosztował tyle, ile wynajem najtańszego samochodu na jeden dzień), to szybko dojdziemy do wniosku, że warto rozważyć tę opcję.
Wybór oferty
O ile w przypadku większości krajów europejskich często idę na łatwiznę i korzystam z popularnych serwisów pośredniczących w wynajmie samochodów, o tyle w Norwegii mieliśmy ciśnienie na maksymalną oszczędność. Z tego względu szybko odrzuciliśmy opcję wynajmu przez najbardziej znane strony internetowe. Po doliczeniu pełnego ubezpieczenia, które chcieliśmy wykupić ze względu na panujące wtedy w kraju warunki zimowe, większość serwisów zwracało nam oferty wycenione na blisko 1500 zł (najtańszy samochód na 5 pełnych dni). Dla porównania, za tydzień wożenia się po Maroku płaci się (również z pełnym ubezpieczeniem) około 2/3 tej kwoty.
Oszczędzę Wam opisu tego, jak szukaliśmy ofert, tym bardziej że był to wspólny wysiłek, do którego ja – z wrodzonego lenistwa – przykładałem się najmniej. Napiszę tylko, że w po 3 dniach udało nam się wpaść na trop dwóch firm oraz jednej aplikacji sieciowej, które rokowały jako-takie nadzieje.
Summa summarum, najlepszą ofertę przedstawiła nam firma o swojsko brzmiącej nazwie RentAWreck (czyli po polsku – Wynajmij szrota). Za średniej klasy samochód (nie najnowsza Toyota Corolla z silnikiem Diesla i obszernym bagażnikiem) wynajęty na 5 dni, zapłaciliśmy równo 2315 koron, czyli jakieś 1030 zł (do tego doszła kaucja w wysokości ok. 750 zł, zwrócona mi na kartę po +/- 7 dniach). W cenie wynajmu otrzymaliśmy pełne ubezpieczenie oraz – UWAGA – limit na 1000 przejechanych kilometrów. To ostatnie bardzo rzadko zdarza się w globalnych firmach pokroju AVISa czy Europcara, dlatego warto zwrócić na niego uwagę. Dodam, że my do limitu nawet się nie zbliżyliśmy, ale przejechanie 1000 km w 5 dni nie jest żadnym niesamowitym wyczynem. Z RentAWreck skontaktujecie się przez ich stronę internetową, a za wynajem samochodu zapłacicie dopiero po przylocie do Tromso, na podstawie wystawionej mailowo rezerwacji.
Stoisko RentAWrecka znajduje się tam, gdzie reszta stoisk „samochodowych” obecnych na lotnisku w Tromso. Wystarczy przejść 30 metrów na lewo po wyjściu z odprawy celnej. Mnie osobiście zaskoczyła przyjazność obsługi – facet przed przystąpieniem do formalności przedstawił mi się, podał rękę i zaczął niemal brytyjskim small-talkiem dotyczącym lotu i podróży. Cała procedura trwała jakieś 20 minut, włączając w to podpisanie papierów, pobranie opłaty i kaucji oraz szybki przegląd samochodu. Dość powiedzieć, że było miło (jak to w Norwegii), szybko i konkretnie.
Zimowa jazda po północnej Norwegii
Jeśli chodzi o zimową jazdę samochodem po północnej części Norwegii, to jest to sytuacja typu na dwoje babka wróżyła. Ogólny stan norweskich dróg jest dobry lub bardzo dobry, a przejazdy należą do przyjemnych – także za sprawą mijanych po drodze, urywających tyłki widoków. W przypadku bardziej odległych (a co za tym idzie – mocniej zaśnieżonych) dróg, wynajęty samochód zrobi użytek z nabijanych kolcami opon, które zimą dostaniecie w standardzie. Problematyczne mogą być wyłącznie miejsca, gdzie droga od dłuższego czasu pokryta jest lodem, ale nie będzie do wyzwanie, z którym nie poradzicie sobie cierpliwością i ostrożnością. Norwegowie dbają jednak bardzo o swoje trasy i większym problemem od ich nieprzejezdności może być to, że utkniecie za wolno jadącą odśnieżarką.
To wszystko dotyczy jednak wyłącznie dobrych warunków pogodowych, czyli braku opadów, czystego nieba i pełnej lampy. Jeśli norweski nieboskłon zapragnie rzygnąć śniegiem w stopniu większym niż ten, z którym najczęściej mamy do czynienia w Polsce, to z jazdy samochodem najlepiej po prostu zrezygnować. Nam zdarzył się na szczęście tylko jeden taki dzień – pod sam koniec wyjazdu. Bardzo szybko doszliśmy do wniosku, że padający obficie śnieg i zawodzący wiatr mogą skutecznie przeszkodzić nam w późniejszym powrocie na lotnisko. Ostatecznie połowę finalnego dnia naszego norweskiego tripu spędziliśmy w galerii handlowej i oferującym nielimitowane Wi-Fi Burger Kingu.
Wożąc się autem po północy Norwegii warto pamiętać również o tym, że wieczorami może się tu zmienić organizacja ruchu. Przykładowo, ogromny kompleks tuneli wyjazdowych z Tromso (serio ogromny – pierwszy raz spotkałem się tam z podziemnymi rondami oraz wjazdami bezpośrednio na parkingi) jest częściowo zamykany na noc. Nie wiem dokładnie, z jakich względów, ale biorąc pod uwagę ilość unoszących się w powietrzu spalin, być może po prostu po to, żeby trochę przewietrzyć. Poza tym, zakładając dobrą pogodę, samochodem na północy Norwegii dojedziecie bez problemu prawie wszędzie.
Paliwo w Norwegii – koszt i występowanie
Norwegia praktycznie śpi na ropie naftowej, dlatego ceny paliwa są tu stosunkowo niskie. „Stosunkowo”, bowiem faktycznie są tylko NIECO wyższe niż w Polsce. Weźmy tu jednak pod uwagę fakt, że większość innych towarów nie kosztuje w Norwegii 50 gr czy 1 zł więcej niż u nas, tak jak ma to miejsce w przypadku benzyny czy oleju napędowego.
Pięć dni umiarkowanego jeżdżenia po okolicach Tromso (większość całodniowych wycieczek zamykała się w niecałych 100 km w obie strony) kosztowało nas dodatkowe 100 zł wydane na paliwo, a więc w sumie bardzo niewiele. Tu jednak ostrzegę, że występowanie stacji benzynowych nie jest poza większymi miastami aż tak powszechne, dlatego w przypadku planowania dłuższych rajdów, warto najpierw zrobić postój na Circle K, gdzie przy okazji można wtrząchnąć jakiegoś hot-doga.
Tym sposobem pełny koszt wynajmu naszego samochodu z paliwem uplasował się na poziomie 1130 zł, co – po rozbiciu na 4 pasażerów – dało ok. 280 zł/osobę. Jak na 5 dni zapierniczania po dzikiej północy, to są to moim zdaniem naprawdę niewielkie pieniądze.
Wiem, że jest środek lata, ale ja już powoli planuję swoją wczesnozimową wyprawę. Myślę intensywnie o Norwegii i tak trafiłem tutaj w poszukiwaniu inspiracji. Widoki bajeczne, trzeba przyznać 😉 Rozważam wynajem auta na miejscu, natomiast boję się sytuacji, że właśnie sypnie tak śniegiem, że się nie pozbieram 😀 A może lepiej pojechać tam w innym terminie, aby nie było ryzyka mega śnieżycy?
Jeśli zależy Ci na zorzy, to nie ma za bardzo innej opcji niż zaryzykować. Proponuję po prostu polecieć na minimum 4-5 dni – wtedy jest spora szansa, że przynajmniej jeden dzień będzie odpowiedni pogodowo. Innej recepty nie ma :(.