Batumi – pożegnanie z Gruzją
Batumi to trochę inna Gruzja. Z jednej strony, miasto jest zrelaksowane i pełne miłych, pomocnych ludzi, tak jak cała reszta kraju. Z drugiej jednak jego odnawiający się status kurortu wypoczynkowego sprawia, że trudno uznać je za wizytówkę kraju, kojarzonego głównie z górami, trekkingami i wspaniałymi widokami.
Ciężko powiedzieć, dlaczego spędziliśmy w Batumi aż trzy dni. Po niemal miesięcznej podróży mieliśmy chyba ochotę na odrobinę relaksu. Z moich prowadzonych na bieżąco zapisków wynika, że cały czas w tym mieście spędzaliśmy na szwendaniu się po plaży i głównym bulwarze spacerowym… a także na załatwianiu biletów kolejowych do Tbilisi, co w 2010 roku było jeszcze pewnym wyzwaniem (nowy dworzec kolejowy był tak nowy, że nikt jeszcze nie wiedział co i jak).
Batumi spełniło nasze niewysokie oczekiwania. Jeszcze paręnaście lat temu miasto panicznie bało się tego, że zostanie zapomniane. Pomimo tego, że swego czasu miejscowość odpowiadała za transport jednej piątej światowej produkcji ropy naftowej, a do tego była jednym z centrów wypoczynkowych świata rosyjskojęzycznego, po rozpadzie związku radzieckiego nie działo się tu najlepiej. Po 2004 roku jednak Batumi zaczęło rozkwitać. Dużo pieniędzy zostało wpompowanych w odrestaurowanie licznej architektury z końca XIX wieku, a drugie tyle w nową zabudowę. Główny bulwar spacerowy został przystosowany do potrzeb nowoczesnej turystyki, poszerzony i oczyszczony, a reszty dokonała gruzińska moda, każąca wszędzie stawiać diabelskie młyny i fontanny.
Tutejsza plaża jest bardzo charakterystyczna, bowiem składa się z całkiem solidnych kamieni. Plusem tej sytuacji jest to, że trudniej ją zaśmiecić – nikt nie będzie przekładał kamulców, żeby zostawić pod nimi pustą butelkę czy paczkę po fajkach; minusem z kolei jest to, że przygotowanie miejscówki do siedzenia wymaga dyplomu inżynierskiego i sporo cierpliwości. Niemniej, w sezonie jest tu sporo ludzi, delektujących się nieco wyższą niż w reszcie krajów temperaturą, Morzem Czarnym oraz egzotyczną roślinnością, którą obsadzono okolice.
Do tego dochodzi oczywiście życie nocne, zdecydowanie bardziej aktywne niż w innych częściach kraju, pomijając może tylko stolicę. W wakacje całe imprezowe życie Gruzji przenosi się na bulwar spacerowy w Batumi, gdzie znajdziemy zatrzęsienie restauracji oraz barów, a nawet kilka klubów, których otwarte parkiety zapełnione są do wczesnych godzin porannych (choć – ze względu na specyficzny gust muzyczny tego narodu – głównie przez Gruzinów).
Ogólnie rzecz biorąc, Batumi mogę polecić jako idealne domknięcie wyjazdu do Gruzji, pozwalające na trochę chillu, lenistwa i odetchnięcie po dziesiątkach przebytych pieszo i marszrutkami kilometrów. Warto tu wpaść na 2-3 dni i po prostu odsapnąć, ciesząc się klimatem, który zalatuje Europą zachodnią, ale jest wyceniony tak, jak przystało na Europę wschodnią.
Transport i nocleg w Batumi
My do Batumi jechaliśmy marszrutką z Kutaisi (za 2,5 godziny jazdy zapłaciliśmy w 2010 roku po 8 GEL od osoby), ale wiele osób wybiera się tam bezpośrednio z Tbilisi. Z tej opcji, chociaż w drugą stronę, skorzystaliśmy podczas naszego ostatniego dnia w Gruzji. Z jednego do drugiego miasta można przejechać pociągiem sypialnym, który rusza późnym wieczorem i po 8 godzinach jest na miejscu. My wybraliśmy 2. klasę i za tę przyjemność zapłaciliśmy 23 GEL od osoby. Komfort podróży był standardowy dla wschodnich pociągów – 4 osoby w przedziale, szerokie łóżka i względny spokój. 3 klasa to sypialny bez przedziałów, a 1 to dwie osoby na przedział, a do tego kilka udogodnień, w rodzaju gniazdek elektrycznych. Nie wiem, czy do dziś coś się zmieniło, ale – znając wschodnie rozwiązanie kolejowe – szczerze w to wątpię. Ważna uwaga: w sezonie bilety na pociąg warto zarezerwować z wyprzedzeniem. Nie liczcie na to, że kupicie bilet z godziny na godzinę, a już zwłaszcza w weekend. Jeśli będziecie w dużej dupie czasowej, możecie również skorzystać ze zwykłego pociągu popołudniowego, który jest nieco tańszy (20 GEL) i szybszy, ale wycina Wam 7 godzin z dnia (a nie z nocy).
Do Batumi można dostać się również marszrutką (opcja dla hardcore’owców, ale przynajmniej poprzytulacie się z localsami) oraz samolotem. Lotnisko jest stosunkowo nowe i pewnie gdybym wybierał się do Gruzji teraz, to skorzystałbym z tej opcji.
Jeśli chodzi o nocleg, to my poszliśmy po linii najmniejszego oporu i wybraliśmy polecany przez Lonely Planet, budżetowy Hotel Ilko, obecnie przemianowany na Hotel Old Star. Od naszego pobytu przybytek ewidentnie zmienił się na lepsze, ale my również nie narzekaliśmy. Za 50 GEL za noc otrzymaliśmy do dyspozycji Apartament Liuks z dwoma pokojami, aneksem kuchennym, klimatyzacją oraz czymś, co od biedy można było nazwać oknem. Pozostałe opcje noclegowe w Batumi możecie sprawdzić poniżej. Zdecydowanie polecam spać gdzieś w okolicy głównego bulwaru spacerowego (Batumis bulvari) – łatwiej będzie trafić do łóżka po pijaku.