Pominięta Kurlandia i Skrunda-1
Też tak czasem macie? Niby wszystko jest ładnie zaplanowane i spina się na papierze, a tu – jeszcze przed połową wyjazdu – nagle okazuje się, że jesteście dzień do tyłu i trzeba coś pominąć, żeby ostatniego dnia nie dymać samochodem przez pół kontynentu. W przypadku naszej majowej Wyprawy takiego oświecenia doznaliśmy już na Litwie i było ono efektem połowy dnia, który z musu spędziliśmy w rejonie jeziora Płotele. Wieczorne wyliczenia ujawniły, że już następnego dnia musimy być w Rydze, a co za tym idzie – ściąć praktycznie całą Kurlandię. Nie byliśmy z tego powodu zadowoleni (powody znajdziecie niżej), ale postanowiliśmy zadowolić się tymi atrakcjami regionu, które znajdowały się na najkrótszej drodze do stolicy Łotwy. Jak pokazał czas, była to dobra decyzja, zwłaszcza że udało nam się „liznąć” jedną z rzeczy, które chcieliśmy zobaczyć najbardziej, czyli opuszczone miasteczko Skrunda-1… Szkoda tylko, że było to lizanie zza szlabanu.
Przez południe Kurlandii
Kurlandię możecie kojarzyć z lekcji historii. Wraz z sąsiadującą Semigalią była ona – od 1726 – częścią Rzeczypospolitej. Jest to rejon Łotwy bezpośrednio leżący nad Bałtykiem, bardzo bogaty szczególnie w pozostałości po sowieckiej okupacji regionu. Po Ruskich w Kurlandii pozostała jednak także ogólna bieda, bo – na nasze oko – jest to ta część Łotwy, w której ludzi spotyka się rzadko, a komfortowe drogi jeszcze rzadziej. Zaraz po przekroczeniu granicy z Litwą, miły dla kół, równiutki asfalt zamienił się w podłą szutrówkę, która towarzyszyła nam przez długie kilometry. Była ona na tyle męcząca, że już po kilkudziesięciu minutach wykorzystaliśmy pierwszą nadarzającą się okazję, żeby się zatrzymać.
Okazja nie była zbyt spektakularna, bo objawiła nam się pod postacią dworku w miejscowości Vormsate. Ulokowany na skrzyżowaniu drogi donikąd z drogą na totalne zadupie, pałacyk niszczeje sobie smętnie od dłuższego czasu, strasząc powybijanymi szybami i odpadającym tynkiem. Przylegające do niego gospodarstwo skutecznie odstraszyło nas od wizyty w środku (biegające psy wielkości niedźwiedzi oszczekiwały nas dość agresywnie), ale nie spodziewam się, żeby takowa zerwała nam czapki z głów. Budowla stoi na miejscu od 1809 roku i pewnie postoi już niedługo, jeśli ktoś się za nią nie weźmie.
W jeszcze gorszym stanie jest zamek w nieodległym miasteczku Embute, ale to można akurat zrozumieć – ta konstrukcja pochodzi bowiem pierwotnie z XIV wieku. W tym wypadku nawet nie chciało nam się wchodzić na wzgórze zamkowe, bowiem już z oddali było widać, że z konstrukcji pozostało kilka ledwie widocznych ścian.
Skrunda-1
Naszym najważniejszym przystankiem na drodze do Rygi miała być Skrunda-1 – post-radzieckie, opuszczone miasto, mające kiedyś status sekretnej miejscowości.
Skrunda-1 (tudzież Skrunda-2) była w latach ’60 zapleczem dla radaru typu Dniepr, przez amerykańskie wojska nazywanego „kurnikiem”. Konstrukcja nie była tak imponująca jak sławne Oko Moskwy pod Czarnobylem, ale i tak robiła wrażenie – całość miała 244 metry długości i 20 metrów wysokości. Jej zadaniem było wczesne wykrywanie powietrznych działań państw zachodniej Europy. Zasięg radaru wynosił aż 3 tysiące kilometrów, co czyniło go jedną z ważniejszych baz nasłuchowych na terenie byłego Związku Radzieckiego.
Po zakończeniu Zimnej Wojny budowla bardzo straciła na znaczeniu, a plany jej rozbudowy (rozpoczętej w 1985 roku) zostały zarzucone. 10 lat później Rosja ogłosiła przetarg na jej rozbiórkę, której ostatecznie – co dość zabawne – podjęła się amerykańska firma. Wreszcie, w 1998 roku z terenu zniknęli także sami Rosjanie, którzy wcześniej bulili kupę forsy za dzierżawę całego obszaru. O ile jednak radar został rozebrany, o tyle całe miasto, stanowiące zaplecze dla jego działania, zostało na miejscu. W jego skład wchodziło 60 budynków, wśród których znalazły się bloki mieszkalne, koszary, klub oficerski i różnorodne punkty usługowe. Była to modelowa, radziecka miejscowość, która miała za zadanie zapewnić samodzielny byt ludziom, których oficjalnie tam nie było.
Do 2015 roku cały teren był praktycznie pozostawiony sam sobie, aż do momentu wykupienia go przez gminę Skrunda. Potem jeszcze przez jakiś czas nadal można było się po nim kręcić, ale niestety na początku 2018 roku na miejsce wjechał ciężki sprzęt budowlany, który zaczął powoli dostosowywać teren do nowych potrzeb. Jakich? Nie do końca wiadomo, ale najpopularniejsza teoria jest taka, ze na miejscu powstanie specjalistyczny poligon do miejskich ćwiczeń wojskowych. Z tego względu komunikuję, co następuje:
Obecnie na teren Skrundy-1 nie da się wejść. Odwiedzający są przyjaźnie, ale zdecydowanie zawracani i ta sytuacja raczej się nie zmieni.
Jeśli sami chcielibyście zobaczyć Skrundę-1 choćby z oddali, to dobry punkt obserwacyjny znajduje się kawałek na południe od niej. Duża polana pozwoliła mi nawet podnieść drona, chociaż nie odważyłem się podlatywać nim zbyt blisko ruin – cholera wie, czy nie zwaliłbym nam na głowę jakichś wojskowych.
Najprościej mówiąc, jeśli zamierzaliście zobaczyć Skrundę-1 z bliska, to jest już na to za późno. Nam było to nawet na rękę, bo inaczej pewnie spędzilibyśmy na miejscu z pół dnia, a musieliśmy sprężyć się transportowo. Mimo to, trochę szkoda, że kolejna tego typu, urbexowa atrakcja na dobre zniknęła z mapy Europy.
Co jeszcze w Kurlandii?
Nasz początkowy plan zakładał, że w Kurlandii spędzimy co najmniej jeden dzień, rozbijając się po tamtejszych atrakcjach. W maju 2019 roku nam nie wyszło, co nie oznacza, że pozbawię Was zgrubnego przeglądu miejscowych punktów zainteresowania, do których być może sami wrócimy za jakiś czas. Oto, co planowaliśmy zobaczyć w tym regionie Łotwy:
- Nadmorskie miasto Lipawa, znane głównie z potężnych, post-radzieckich zabudowań fortowych oraz pobliskiego więzienia Karosta, w którym… można przenocować, a także wcielić się w członka grupy uciekającej z więzienia.
- Wodospad na rzece Windawie w miejscowości Kuldyga, będący najszerszym (chociaż zdecydowanie nie najwyższym) wodospadem w Europie.
- Miejscowość Irbene, będąca niegdyś kolejnym sekretnym miasteczkiem. Zabudowania radarowe w tym mieście zostały już jakiś czas temu przekształcone w cywilną instalację radioteleskopową, działającą w służbie astronomii. Kompleks można zwiedzać, a dodatkową atrakcją są – podobnie jak w Skrundzie-1 – pozostałości po zabudowaniach mieszkalnych i socjalnych. Tej atrakcji żałujemy najbardziej.
- Zjawiskowy przylądek Kolka, kuszący niezatłoczonymi plażami i ładnymi widokami.
Ponadto, w Kurlandii co i rusz natkniecie się na różnorodne zamki czy dworki, choć żaden z nich nie wpadł nam w oko na tyle, by szczególnie go wyróżniać. Możecie sprawdzić budowle w Hazenpocie, Windawie czy w Zante – może coś Wam się spodoba na tyle, by zrobić sobie chociaż krótki przystanek.
Brak komentarzy