Remont VW T3 – amatorskie lakierowanie (cz. 2): przygotowanie powierzchni
Lakierowaniu i przygotowaniu do niego poświęcono w internecie dziesiątki stron i forów, na których ludzie dzielą się poradami, wypracowanymi podczas setek godzin praktyki. Wiele mówi się o tym, że lakierowanie to proces żmudny i trudny, choć – jeśli wykona się go dobrze – przynoszący masę satysfakcji. Już na początku warto jednak powiedzieć jedno: najważniejsza jest praktyka i lektura nawet najlepszego poradnika znaczy niewiele, kiedy po raz pierwszy stajecie nad danym elementem z pistoletem lakierniczym w dłoni.
Ale hola, hola! Zanim naciśniecie spust, czeka na Was jeszcze masa pracy.
Przygotowanie elementu do lakierowania
Zakładając, że zrobiliście już wszystko, o czym pisaliśmy w poprzedniej części tego tekstu, macie przed sobą stosunkowo gołą blachę (lub element), odciętą od reszty wozu metrami taśmy malarskiej i warstwą kartonu. Warto jednak najpierw trochę nad nią popracować.
1. Szlifowanie i wypełnianie
Jeśli chodzi o naszego Volkswagena T3, to każde lakierowanie zaczynamy od porządnego szlifowania. Jeśli bierzemy się za mniejszy element, choćby fragment zamka czy klamkę, to sprawa jest stosunkowo prosta. Bierzemy papier ścierny o gradacji 200-400 i szuramy całość, żeby wyrównać powierzchnię, względnie w miarę sensownie zetrzeć poprzednią warstwę lakieru, tak by nie było nierówności. Przy większych powierzchniach jest podobnie, przy czym tutaj możemy natknąć się na ogniska rdzy czy dziury. W ich przypadku my bierzemy w rękę papier/klocek ścierny o gradacji 80-100 i trzemy do momentu wyrównania powierzchni tak, by nierówności nie dało się wyczuć na dotyk.
Jeśli w poszyciu Waszego busa (lub innego auta) są dziury, to macie dwie drogi. Pierwsza to wymiana całego elementu (choćby nadkola czy progu), wiążąca się zazwyczaj z kosztami oraz potrzebą spawania. W naszym przypadku na szczęście nie było takiej potrzeby, a na warsztat zazwyczaj wjeżdżała… szpachla.
Szpachla ma tylu samo zwolenników czy przeciwników, ale wszyscy oni zgadzają się co do jednego: im jej więcej, tym gorzej. Szpachlowanie dziury wielkości głowy to bezsensowne zadanie, chyba że naprawdę nie zależy Wam na integralności karoserii, nie mówiąc już o jej wyglądzie (bo równie zaszpachlowanie takiej dziury wymaga dużej wprawy). Jak na razie, nam do zaszpachlowania ubytków w naszym Volkswagenie wystarczył niewielki pojemniczek, zawierający jakieś 200 gram szpachli oraz utwardzacz. Używaliśmy jej do dziur, robiących się głównie na podszybiach i w dolnej części samochodu, z uwagi na gromadzącą się tam wodę. Efekt bywał różny, ale – jak pisałem wcześniej – robiąc pod siebie nie musimy przejmować się za bardzo tym, że coś nie wyjdzie idealnie. Tak czy owak, odrobina cierpliwości i pojemnik szpachli uniwersalnej (względnie z włóknem szklanym w miejscach narażonych na naprężenia) może zdziałać cuda w miejscach, które są nadżarte rdzą, ale nie na tyle, by od razu je wymieniać. Pamiętajcie również, żeby nie przygotowywać za dużo gotowej masy szpachlowej na raz. Utwardzacz bardzo szybko wchodzi do gry, więc jeśli nie zużyjecie jej w miarę szybko, to pozostała porcja zamieni się w skawaloną breję, którą będzie można tylko wyrzucić.
W przypadku rdzewiejących miejsc przyda się dodatkowo jakiś preparat antykorozyjny. Na rynku jest tego mnóstwo, a my stosowaliśmy kilka wymiennie. Sensownym wyborem może być podkład reaktywny (czyli podkład i preparat antykorozyjny w jednym), jak również cynk w sprayu.
Ten ostatni stosowaliśmy przede wszystkim do zabezpieczania dziur, które zrobiliśmy sami – choćby po cięciu otworu na fałt-dach, który wrzuciliśmy na górę busa (jeszcze o tym napiszemy). Po kilkunastu mocno deszczowych dniach widzimy, ze cynk jak na razie BARDZO daje radę. Stosujmy go jednak na zdrową blachę albo już porządnie potraktowaną preparatem antykorozyjnym. Jest to bowiem tylko zabezpieczenie, a nie środek do usuwania rdzy.
2. Uszczelnianie blach
Blachy w Volskwagenie T3 są ze sobą połączone na spawy, a pomiędzy nimi naturalnie zostają szczeliny. W starszych samochodach jest to właściwie standard, a jeśli owe szczeliny pozostawimy same sobie, to w krótkim czasie będziemy mieli tam ogniska świeżutkiej rdzy.
Najpopularniejszym wypełniaczem owych szczelin jest chyba jedna z odmian kleju Sikaflex, nazywanym najlepszym przyjacielem camper-majstrów. My jednak, za radą któregoś z użytkowników jednej z facebooowych grup poświęconych Volkswagenom ze znaczkiem „T”, użyliśmy masy specjalnej masy uszczelniającej STP FLEX firmy Novol. Wzmiankowana masa wręcz idealnie się rozsmarowuje, dość szybko schnie, a do tego daje się łatwo lakierować. Jak na razie sprawdza się wyśmienicie, a jedno opakowanie (w cenie 30 zł) starczyło nam na cały samochód (włączając w to uszczelnienie innych miejsc). Aby wszystko wyglądało estetycznie, po obu stronach uszczelnianej szczeliny naklejamy taśmę malarską, wyciskamy masę po długości, a następnie rozprowadzamy ją równo szpachelką w jednym kierunku. Potem zrywamy taśmę i otrzymujemy równiutki pasek, któremu dajemy przeschnąć. I tyle, sprawa z głowy.
3. Mycie
Kiedy już blacha lub element jest wyszlifowana, przecieramy ją na sucho, a następnie rozpuszczalnikiem. Robimy to PO szlifowaniu, bo ten proces i tak usuwa większość trwalszych zabrudzeń. My używamy popularnego nitro albo rozpuszczalnika akrylowego, które przy okazji ujawnią od razu, czy zastosowany przez ewentualnego poprzedniego właściciela lakier nie był jakąś szajsowatą farbą w sprayu za 8 zł. Lepszy lakier po całkowitym wyschnięciu zyskuje dużą odporność na rozpuszczalnik, więc nie maże się od razu po dotknięciu go nasączoną nim szmatką. Jeśli po przetarciu blachy rozpuszczalnikiem widzicie, że farba schodzi jak popierdolona, to lepiej od razu zmyć całość. W innym wypadku składniki nowego lakieru mogą wejść w reakcję ze starym kolorem, zmuszając Was do wielokrotnych poprawek (stary kolor będzie przebijał). Wiemy, co mówimy, bo za pierwszym razem zignorowaliśmy ten sygnał, a duży fakap wyszedł dopiero po polakierowaniu elementu lakierem bezbarwnym, czyli już pod koniec całego procesu lakierowania.
Jeśli dany element ma miejsca trudnodostępne, to również staramy się je umyć, ale nie ma sensu spędzać nad tym procesem połowy dnia. Czyścimy miejsca, do których możemy się dostać i tyle, zwłaszcza, jeśli chcemy je potem wygłuszyć (bo na stary bród i smar nic nie przykleimy).
No dobra. Mamy czysto, szczelnie i schludnie – wreszcie można zabierać się do faktycznego lakierowania!
Brak komentarzy