Remont VW T3 – amatorskie lakierowanie (cz. 3): proces lakierniczy, czas i koszty
Zanim opowiemy trochę o tym, jak w naszym przypadku wyglądało amatorskie, przydomowe lakierowanie Volkswagena Transportera T3, warto poświęcić kilka słów doborowi sprzętu do tego zadania.
Jaki sprzęt/materiały do lakierowania samochodu?
Powyższe zagadnienie to kolejny temat rzeka, więc my napiszemy tylko, czego sami używaliśmy.
Do wnętrz używaliśmy materiałów (podkładu oraz lakierów) w sprayu. Lakiery w sprayu są naturalnie droższe, ale nie wymagają kompresora ani procesu mieszania. Ich używanie wymaga również mniej praktyki, bo strumień lecący z puszki ma stałe ciśnienie, którego szybciej się „nauczymy”. Rzecz jasna, lakierami w sprayu możecie pomalować nawet cały samochód, ale trzeba wziąć tu poprawkę na cenę (zapłacicie o 1/3 więcej niż używając kompresora) oraz na ich wytrzymałość. Podkład w sprayu nie będzie miał takiej wytrzymałości jak podkład dwukomponentowy nakładany za pomocą kompresora i będzie to widać gołym okiem. Porządnej warstwy tego drugiego nie dacie rady zarysować paznokciem po wyschnięciu, czego nie da się powiedzieć o porównywalnym cenowo podkładzie nakładanym sprayem. We wnętrzu samochodu nie ma to takiego znaczenia, ale na pewno nie chcielibyście, by byle zwisająca gałąź była powodem, dla którego daną blachę trzeba było lakierować od nowa. Tak czy owak, my w przypadku materiałów w sprayu (podkład i lakier bezbarwny) pozostaliśmy przy firmie Novol – dość renomowanej, a jednocześnie pozostającej na stosunkowo niskiej półce cenowej.
Do malowania zewnętrznej części karoserii potrzebujecie kompresora. Jak napisaliśmy powyżej, DA SIĘ pomalować całe auto sprayem, ale będzie to zabawa kosztowna i mało efektywna. Parametry narzędzia? Olejowy, dwa tłoki w silniku (koniecznie!), maksymalna wydajność na poziomie około 500-550 L/minutę oraz przynajmniej 50L pojemności (tu po czasie wskazalibyśmy jednak na 100L, żeby robota szła nieco szybciej). Za odpowiedni, efektywny kompresor będziecie musieli zapłacić jakieś 800-1000 zł i jest to raczej wydatek nie do przeskoczenia, jeśli macie do zrobienia cały samochód. Do tego trzeba będzie zainwestować w pistolety lakiernicze (najlepiej osobny z dyszą 1.7 mm do podkładu oraz 2-3 sztuki z dyszą 1.4 mm do kolorów/lakieru bezbarwnego). Tu również polecam od razu zaopatrzyć się w sprzęt za minimum 70-100 zł/sztukę, bo pistolety za 40 zł są gówno warte i mogą dać Wam błędne wrażenie o procesie. Najprościej mówiąc, nie ma co zabierać się do lakierowania, jeśli nie możecie wydać co najmniej 1000-1500 zł na odpowiednie narzędzia. Ale wierzcie nam, że mają one co najmniej 50% wpływu na efekt końcowy.
Jeśli chodzi o „wkład” do kompresora, czyli podkład, lakiery kolorowe i lakier bezbarwny, to w tym względzie postanowiliśmy zaufać polskiej firmie Profix. Główne powody: można było wszystko kupić u jednego sprzedającego (co poniekąd gwarantowało to, że materiały nie będą się ze sobą żarły), zrobić to w całości przez sieć (a więc z minimalnym zachodem), a do tego wybrać dowolne kolory przy założeniu, że dysponujemy jakimś wzornikiem. Niezdecydowanym polecamy nabycie wzornika palety RAL – circa 50 zł wydaje się tu sporym wydatkiem, ale zapewniamy, że zwróci się on z nawiązką w komforcie płynącym z łatwości zamawiania lakierów. Z oferty Profix wybraliśmy dwuskładnikowy lakier bezbarwny podstawowego typu (czyli o standardowym czasie schnięcia; 40 zł za puszkę 750 ml + utwardzacz), taki sam lakier bezbarwny (80 zł za puszkę 1L + utwardzacz) oraz gotowe do natrysku lakiery kolorowe po 80 zł za puszkę 1L. Od tej samej firmy kupowaliśmy również lakiery kolorowe w sprayu – tu płaciliśmy 40 zł za 400 ml (jak wspominaliśmy, spray wychodzi drożej).
Po pełne podsumowanie kosztów (oraz czasu) pracy nad naszym Volkswagenem zapraszamy nieco niżej.
Amatorskie lakierowanie samochodu – proces
Tak naprawdę proces lakierowania odpowiednio przygotowanej blachy czy elementów w samochodzie wygląda całkiem prosto:
- Upewniamy się, że wszystko jest przeszlifowane, wyczyszczone i umyte tak, jak pisaliśmy w poprzedniej części wpisu. My w ramach możliwości usuwaliśmy też stary klej i tego typu smaczki, ale – zupełnie szczerze – nie zawsze chciało nam się doprowadzać daną część do stanu „fabrycznego”. W przypadku drzwi i miejsc z wnękami robiliśmy, ile się dało, ale nie zrywaliśmy sobie skóry do krwi, żeby dostać się odrobinę głębiej.
- Pokrywamy element podkładem (my używaliśmy szarego) tak, żeby zakryć poprzedni kolor. W zależności od użytego podkładu może wymagać to 3 do 4 natrysków. Podkład w sprayu właściwie nakłada się sam, a kompresorem róbmy to tak, żeby już na początku się nie „kropkował” – na ogół wymaga to pogmerania w pistolecie i ustawienia dość gęstej i wąskiej, pionowej/poziomej linii „strzału”. O prowadzeniu i konfiguracji pistoletu lakierniczego można napisać książkę, więc nie będziemy tu się mądrzyć, jako że sami jeszcze się uczymy. Najważniejsze to utrzymywać stały dystans od malowanego elementu (nie lakierujemy po łuku!) i cały czas przesuwać narzędzie, żeby nie robić zacieków. Plus jest taki, że pojawienie się tychże na tym etapie można dość łatwo zniwelować, bo następne jest…
- Szlifowanie podkładu. To robimy po przeschnięciu podkładu, za pomocą papieru ściernego o wysokiej gramaturze – 1200 do 1500 będzie w sam raz. Usuwamy ewentualne zacieki i wyrównujemy powierzchnię. Nie przejmujemy się tym, że tu i ówdzie poprzedni kolor zacznie przeświecać (zwłaszcza przy podkładach w sprayu). Po szlifowaniu blacha/element powinna być gładka i miła w dotyku.
- Nakładamy kolor właściwy – spokojnie i równomiernie, bo tu już nie usuniemy zacieków tak łatwo. Lakiery kolorowe są rzadkie, więc możemy nakładać je z większej odległości, żeby nie mieć potem na samochodzie efektu zebry (i jednocześnie zminimalizować ryzyko zacieków). My zazwyczaj najpierw nakładamy jedną, cienką warstwę szybkimi ruchami, następną już znacznie wolniej, żeby uzyskać maksymalne pokrycie, a kolejną 1 czy 2 ponownie szybciej. Ilość natrysków zależy od kilku czynników, w tym głównie ustawienia pistoletu i koloru oraz gęstości lakieru. Generalnie dopóki widzimy, że kolor zmienia się pod natryskiem, to lakierujemy, a potem kładziemy jeszcze „warstwę rezerwową”. W przypadku naszych lakierów możliwe była również praca mokro na mokro, to jest nakładanie kolejnej warstwy na poprzednią, która jeszcze nie przeschła. Tę metodę polecam jednak po nabyciu pewnej praktyki, bo inaczej znów wracamy do problemu zacieków. Kiedy uzyskamy satysfakcjonujący nas kolor – zostawiamy część w spokoju i idziemy myć pistolet. Niech lakier przeschnie. Jeśli w trakcie procesu coś opadnie albo usiądzie na lakierowanym elemencie (np. te pieprzone muszki), to najlepiej zdjąć to od razu (polecamy pincetę kosmetyczną) i przelecieć lekko świeżą porcją koloru – w przypadkach drobnych ubytków nowy lakier zmiesza się ze starym i ślad praktycznie zniknie. Jeśli to będzie coś większego, lepiej zaczekać, zeszlifować i polakierować na nowo. Tak, wiemy, że to frustrujące, ale to najsensowniejsze podejście.
- (Opcjonalnie) Odcinanie kolorów – jeśli chcemy, aby nasza część była wielokolorowa, to czeka nas zabawa z taśmą malarską. Odcinanie pasków czy wzorów jest czasochłonne, bo wymaga, aby wcześniejsza warstwa lakieru przeschła na tyle, by można ją było zabezpieczyć. Nasza rada jest taka: najpierw lakierujecie elementy, które mają być odcięte od koloru głównego, po ich przeschnięciu ostrożnie i drobiazgowo zabezpieczacie je taśmą (muszą być suche na dłuższy dotyk, bo inaczej zostanie na nich ślad!), a potem nakładacie kolor główny. Dopiero po tym, jak całość przeschnie (ponownie – na dłuższy dotyk) przychodzi czas na…
- Lakierowanie lakierem bezbarwnym to KLUCZOWY element całej pracy, który może wiele naprawić albo wszystko zepsuć. Lakier bezbarwny – ten błyszczący – jest dość gęsty, więc jeśli nałożymy go ze zbyt dużej odległości, to momentalnie powstanie nam morka, której potem nie usuniemy bez sporego zachodu. Z kolei natrysk z odległości zbyt małej wygeneruje, wiadomo, zacieki. Kluczem jest stosunkowo szybkie przesuwanie pistoletu/puszki ze sprayem w takiej odległości od lakierowanego elementu, by po naniesieniu lakier tworzył od razu jednolitą, błyszczącą powłokę. Jeśli zamiast niej widzimy setki świecących kropeczek, natychmiast nanosimy drugą warstwę z mniejszej odległości, żeby zmieszać warstwy. Dojście do tego zajęło nam osobiście dwa boki busa oraz kilka mniejszych elementów, w rezultacie czego mamy ślicznie świecące, „lustrzane” drzwi, dach i klapę bagażnika, a do tego pokryte morką boki. Na szczęście to nasz samochód, a do wzmiankowanego mankamentu pewnie szybko się przyzwyczaimy. Aha – jeśli lakierowany element jest częścią większej całości, to dobry moment na zdjęcie zabezpieczeń z elementów sąsiadujących i „połączenie” ich w całość lakierem bezbarwnym. Warto przy tym pamiętać, żeby usunąć z krawędzi ewentualne zanieczyszczenia powstałe w międzyczasie, żeby nie zakonserwować je po wsze czasy pod nową, błyszczącą warstwą.
- Po wszystkim zostawiamy element na co najmniej kilka godzin i pozwalamy mu przeschnąć. Wiemy, że dopiero co polakierowany element aż kusi, żeby natychmiast go zainstalować, ale to nigdy nie kończy się dobrze. Świeży lakier bezbarwny uwielbia odciski palców i nawet jeśli jest pozornie suchy (np. nie jest już śmiertelną pułapką dla much), to dłuższy kontakt z ciałem obcym na pewno pozostawi na nim jakiś odcisk. Dobrą praktyką jest odczekanie co najmniej 12 godzin, zanim zaczniemy się bawić takim świeżo lakierowanym elementem. W niektórych przypadkach warto też po wszystkim wpuścić jakieś płynne zabezpieczenie antykorozyjne w zakamarki malowanego elementu (np. drzwi) – tu polecamy jakikolwiek nie najtańszy środek do konserwacji profili zamkniętych, który – niczym kundel bury – spenetruje wszystkie dziury.
Rzecz jasna lakierowanie (zwłaszcza na dworze) musi odbywać się również w odpowiednich warunkach. Najlepsza pogoda to 22-25 stopni i brak wiatru. Ekstremalne temperatury mogą wpłynąć na lakierowaną powierzchnię, na przykład ją rozszerzając, co potem skończy się pęknięciami na już gotowej powłoce lakierniczej. Podczas całego procesu KONIECZNIE noście maskę – najlepiej taką z filtrami, żeby nie zaciągać się akrylem, bo potem będziecie spać przez 12 godzin. Upewnijcie się również, że pod pistolet nie wleci Wam coś, co nie powinno się pod nim znaleźć. Mgła z lakieru zazwyczaj traci właściwości przylepne już po parudziesięciu centymetrach (wystarczy zetrzeć powstały proszek szmatką), ale przezorny zawsze ubezpieczony.
Jak powyższe kroki wyglądały w praktyce? Możecie to zobaczyć na poniższym, krótkim filmie, na którym uwieczniliśmy prace lakierniczo-konserwatorskie nad klapą bagażnika naszego busa:
Ile kosztuje lakierowanie Volkswagena T3?
Na odwieczne pytanie „ile litrów lakieru kupić, żeby pomalować cały samochód” możemy, rzecz jasna, odpowiedzieć, ale po swojemu. My zużyliśmy odpowiednio:
- Około 15 litrów lakieru kolorowego (łącznie 5 kolorów, zarówno w sprayu, jak i klasycznego w puszkach), przy czym pewna część poszła też na malowanie mniejszych elementów, takich jak klamki, zamki, skoble i inne duperele.
- Jakieś 7 litrów podkładu (spray i lany do pistoletu), w tym także do mniejszych elementów. Jak widać, podkładu wychodzi o circa połowę mniej niż koloru.
- Około 5 litrów lakieru bezbarwnego (również spray + klasyczna puszka), przy czym mogłoby być mniej, gdybyśmy od początku nakładali go prawidłowo).
Przy umiejętnym lakierowaniu można by te ilości zmniejszyć zapewne o 1/3, a do tego warto zauważyć, że nasz samochód ma na sobie aż 5 różnych kolorów. Przy jednym czy dwóch konsumowane ilości będą mniejsze, bo mniej koloru wsiąknie nam w taśmy zabezpieczające.
Całe malowanie Volkswagena Transportera T3, pomijając koszt papierów ściernych, taśm malarskich i innych dupereli kosztowało nas około 2000 zł, a do tego trzeba doliczyć jeszcze koszt narzędzi (kompresor, pistolety lakiernicze), czyli kolejne 2000 zł.
Podsumowując, na amatorskie, przydomowe malowanie Volkswagena T3 wydamy jakieś 4000-5000 zł, czyli SPORO mniej niż za podobną usługę liczą sobie w najtańszej nawet lakierni… ALE:
- Musimy liczyć się z tym, że robota – zwłaszcza ta z pierwszych etapów – wykonana jest amatorsko. Zacieków przeważnie udało nam się uniknąć, ale tu i ówdzie coś się nam przykleiło, czasem coś jest nierówno, a do tego na początku źle nakładaliśmy lakier bezbarwny, co poskutkowało mało estetyczną morką (efektem skórki pomarańczowej) na niektórych częściach samochodu.
- Zastosowany przez nas lakier nie jest lakierem o wytrzymałości lakieru fabrycznego – łatwiej się rysuje i jest generalnie mniej wytrzymały na czynniki atmosferyczne. Po odstaniu przez 72 godziny utwardzi się na tyle, że każdy powinien być zadowolony, ale wciąż nie jest to lakier przemysłowy.
- Samochód nie był też w całości rozbierany, więc nie polakierowaliśmy podwozia czy elementów trudnodostępnych, takich jak wnętrza drzwi. Tu przede wszystkim chodzi o zabezpieczenie karoserii, a nie o efekt estetyczny.
- Wreszcie, niższa cena idzie w parze z czasem: samodzielne lakierowanie po pracy i w weekendy może ciągnąć się całymi dniami.
Z drugiej strony, nauczyliśmy się czegoś nowego, mamy dużą (czasem ekstremalnie dużą – w przypadku elementów lakierowanych później, kiedy mieliśmy już wprawę) satysfakcję z wykonanej pracy, a do tego busa pokolorowanego dokładnie tak, jak chcieliśmy. Za 5-kolorową robotę w lakierni musielibyśmy zapewne dopłacić 70 do 100% ceny wyjściowej, więc finansowo jesteśmy na tym zadaniu do przodu o co najmniej 5-6 tysięcy PLN. Ponadto, jeśli przyjdzie nam do głowy kiedyś poprawiać naszą pierwszą pracę, to zrobimy to sami już dużo szybciej i dużo taniej, bogatsi o wiedzę nabytą podczas pierwszego lakierowania. Ogólnie więc jesteśmy dalecy od narzekania.
Ile czasu zajmuje lakierowanie Volkswagena T3?
Na ostatnie pytanie w tekście odpowiemy krótko: sporo. Tak jak wspomnieliśmy, pracę wykonywaliśmy w dni wolne i weekendy, poświęcając czas wolny, który moglibyśmy spożytkować inaczej, choćby na jakiś wyjazd. Do tego „na szczęście” doszedł okres pandemiczny, a więc możliwość zabrania się do samochodu od razu po pracy. Jeśli mielibyśmy ocenić, ile czasu zajęły nam czynności związane stricte z lakierowaniem, to strzelałbym w jakieś 7 do 10 dni ciągłej pracy po 4-6 godzin. Warto jednak wziąć pod uwagę, że w tę pracę wliczało się często zrywanie starej powłoki lakierniczej, usuwanie resztek kleju, czyszczenie NAPRAWDĘ potężnych warstw smaru i brudu (często w miejscach bardzo trudno dostępnych, jak choćby zakamarki wnęk drzwiowych) czy po prostu czekanie aż lakier przeschnie, żeby móc ruszyć z następnym etapem.
Jeśli samochód byłby w lepszym stanie, to amatorskimi sposobami dałoby się z nim zapewne uporać w 4 do 6 dni, rozkładając go NIEMAL na części pierwsze, bez ruszania podwozia. A więc tak – da się to zrobić w jeden urlop i zostanie jeszcze kilka dni na świętowanie.
Powiem tak – jak ktos sie nie zna na lakierowaniu i remoncie vw t3 to nie powinien radzić innym.
Nie patrzac nawet jak to jest pomalowane to zaszpachlowaliscie fabryczne laczenia i calosc wyglada poprostu slabo a 15L lakieru to mozna 3 busy pomalować bo zwykle na calość wystarczy 4-5L na 3 warstwy lacznie z dachem
Po pierwsze: to nie są rady, tylko relacja połączona ze wskazówkami dla kogoś, kto – podobnie jak my – robi to pierwszy raz. Po drugie – do fabrycznych łączeń nawet się nie dotykaliśmy (poza zerwaniem uszczelnienia i nałożeniem nowego). Te, które są zaszpachlowane zostały zaszpachlowane już wcześniej. Wreszcie – 4-5L lakieru zapewne bezproblemowo wystarczy w lakierni i na profesjonalnym sprzęcie, a nie malowane kompresorem pod domem. Zwróć uwagę, że już wcześniej wskazywaliśmy, że te teksty są dla ludzi, którzy nie dysponują sprzętem profesjonalnym i chcą wszystko zrobić we własnym zakresie :).
Ciezko mi uwierzyc ze bus nie mial popekanych laczen w miejscu szpachli bo ta buda pracuje i zawsze bedzie pękać (no chyba ze zaspawamy łączenia). Niemniej nie naprawiacie wiec busa a pudrujecie dalej. Co do ilosci farby malowalem parę busów amatorsko i tyle schodzi lakieru, takie rowniez informacje otrzymacie na grupie t3. Nie da sie wlac na busa 15l lakieru jak wchodzi 5 chyba ze polowa poszla w powietrze. Ja bym sie wkurzyl kupujac za wasza rada 15l lakieru i 7l podkładu bo po malowaniu wyszlo by ze zostało mi ponad polowe materiału – w koncu takie porady sa dla ludzi ktorzy sie nie znaja i nie maja wiedzy?
Dodatkowo sprzedam ciekawostkę – bus napewno nie jest z rocznika 80 tylko koncowka 81-86 o czym swiadcza plastikowe wloty powietrza (do konca 81 roku byly tloczone metalowe i tego nie da sie podmienić). Bus wiec ma papiery z innego samochodu i pewnie dlatego vin nie byl czytelny bo by sie nie zgadzal lub ma numery przespawane. Takie busy to tzw Szczepany z niewiadoma historia czemu ktos przespawal numery z innego
Jasne, rozumiem. Zwróć jednak uwagę, że:
– busa malowaliśmy PO RAZ PIERWSZY i TOTALNIE amatorsko, a do tego NA ZEWNĄTRZ. Więc tak – jest spora szansa, że połowa lakieru poszła w powietrze. Tak to już bywa, jak smarujesz pod domem;
– faktycznie zużyliśmy tyle, może trochę mniej, tym bardziej, że bus był malowany etapami. Na pewno zdajesz sobie sprawę, że w związku z tym jakieś dodatkowe 1/3 lakieru idzie na wyrównywanie łączeń. Jestem PEWIEN, że przy jednorazowym paintjobie na gołej karoserii faktycznie zejdzie znacznie mniej lakieru;
– malując etapami kupowaliśmy lakier nie na raz, a po kolei. W tym trybie lakierowania nikomu bym nie radził kupowania całości od razu;
– żadne z nas nie miało: a) totalnie żadnego przygotowania lakierniczego; b) sprzętu (który musieliśmy kupić i nauczyć się go obsługiwać); c) wcześniejszego doświadczenia.
– wreszcie: oczywistą sprawą jest, że mnie lakieru poszłoby, gdybyśmy malowali busa jednokolorowo. Zakładam, że nawet dwukrotnie. Odpadają wtedy wszelkie odcinania koloru, straty na częściach karoserii zamalowywanych innym kolorem itp.
Ponownie: zwróć uwagę, że w przypadku ilości itp. wskazujemy ile MY zużyliśmy, a nie ile trzeba kupić. Nic nie poradzę, że tyle poszło, a i nie będę tego sztucznie zaniżał.
Wreszcie kwestia „naprawy” – bus był wcześniej sprawdzony przez dość znanego członka kilku grup T3, poważne wady karoseryjne nie zostały stwierdzone. Było kilka wykwitów, które potraktowaliśmy tak, jak potraktowaliśmy, bo nie zależy nam na wypucowaniu auta na totalny błysk, a wyłącznie na tyle, byśmy to my byli zadowoleni. Zaznaczałem zresztą kilkukrotnie, że robimy auto pod siebie, świadomie rezygnując z pewnych kwestii. Jak widać nie zależy nam również na przywróceniu go do stanu oryginalnego, więc nie zamierzamy teraz wywalać dzikiej kasy na reperaturki z robocizną. Jak coś sypnie się poważniej, to zrobimy i tyle :).
Piotr – wyraźnie masz wrażenie, że nie znamy własnego samochodu ;). Historia z VINem to kwestia wymiany części podwozia na pewnym etapie i niezbyt inteligentnego rozwiązania tej kwestii. Natomiast bus generalnie był swego czasu znany na grupach, jeździł u innego blogera podróżniczego, którego znam niebezpośrednio i ma dość jasną historię. Najwięcej nabruździł ostatni właściciel – dzieciak, który mocno narozrabiał w środku, nie pozmieniał nic w papierach i nie zadbał o to, by wszystko było w porządku. Zapewne miał znajomego na Stacji Kontroli, z którego to powodu teraz my mamy problemy. Ale cóż – ja również byłem te parę lat temu za głupi, żeby się skapnąć, więc pozostaje walczyć :).
Historia z VINem to kwestia wymiany części podwozia na pewnym etapie – przyznam ze nie rozumiem 😉 jak papiery sa z innego rocznika a samochod z innego rocznika to wylacznie znaczy ze dokumenty z innego samochodu zostaly przelozone do innego i żadne prace blacharskie tego nie wyprostuje 😉 a busa, poprzedniego wlasciciela oczywiscie znam jak i grono busowe
Moze i przesadziliście z ilościa lakieru a Piotr z polska krytyka januszową po całości ale dzieki za dzielenie sie wiedzą i doświadczeniem. Kazdy uratowany vw t3 cieszy zwlaszcza jak jezdzi. Zycze wytrwałosci i odpornosci na idiotów i krytyke.
Dzięki wielkie. Podejrzewam, że ilość użytego lakieru wynika z faktu zastosowania wielu kolorów, bo sporo lakieru idzie w powietrze, a na krytykę raczej jesteśmy odporni, o ile nosi znamiona hejtu ;).
Na trafica na całego idzie 5l!! Odpowiedź jest prosta pistolet hvhp gdzie w domowych warunkach używa się pistoletu lvlp. Dysza 1.7 na pokład i 1.4 1.1 na lakier. A pomalowany masakra. Jest kilka forow gdzie opisane jest co po koleji. Obecnie system epoksydowy to podstawa. Jak sie nie ma pomieszcsenia to się nie maluję auta!!! Koszt materiałów to 1.5 – 2 tys max. Dwie zimy i zobaczycir jak wszystko powychodzi, pewnie już wyszło.
Osobiście uważam że nawet jakbyście 20 l zużyli to i tak jest ok bo to przecież wasze auto i wasz budzet. Jeśli ktoś uważa że tylko w garażach się maluje to chyba życia nie zna i całe szczęście że są takie otwarte osoby jak wy bo ludzie bez garaży musieliby złomować jakieś 15 lat temu.. Nie wiem skąd ta krytyka…A tak w ogóle jak się wam sprawuje ta balcharka?
Tu i tam ruda wychodzi, ale tragedii nie ma :).