Uzbekistan zachodni – studium przypadku

O w dupę, ale dziura – te słowa stanęły nam w głowie po wyjściu z dworca kolejowego w Kungradzie, czyli miejscowości, którą od biedy można uznać za swego rodzaju granicę bardziej cywilizowanego Uzbekistanu od strony zachodniej. Pomimo tego, iż miasto to jest hubem transportowym dla tej części kraju, bardzo trudno jest to zauważyć na pierwszy rzut oka.

Kungrad

Na pytanie Po co do cholery wysiedliście w Kungradzie? (a nie na przykład w Urgenczu, z którego już rzut suchym beretm do Chivy) odpowiem bardzo prosto: chcieliśmy podjechać na quasi-brzeg wyschniętego Morza Aralskiego. Więcej o tym – byłym już – zbiorniku wodnym możecie posłuchać tutaj, a tu obejrzycie zdjęcia z brzegu nieopodal Moynaq.

Dojazd do Jeziora/Morza Aralskiego

Aby dostać się z Kungradu do Moynaq, czyli miejscowości leżącej najbliżej niegdysiejszych brzegów Morzo-Jeziora Aralskiego, wystarczy trochę popytać w okolicach dworca kolejowego lub autobusowego. Taksówka w obie strony kosztuje około 50-60 tys. sum (circa 40 zł), a warto ją wziąć dlatego, że jest szybka i od razu odwiezie Was z powrotem. Nie liczcie na duże rabaty, bo turystów na miejscu nie ma zbyt wielu – poza nami trawił się tylko jeden skośnooki rodzynek, który zmierzał do Urgenczu.

Alternatywą jest regularny (czyt. jeżdżący 2 razy dziennie) autobus. Koszt biletu to zaledwie 6000 sum w jedną stronę (ok. 4 zł), ale jedzie dłużej i generalnie się tarabani. Poza tym nie wrócicie nim od razu, a wierzcie mi, że nie chcecie spędzać nocy w Moynaq. Jak już pisałem wcześniej, w miejscowości nie ma nic, czego zobaczenie warte byłoby poświęcenia całego dnia, a dodatkowo jest tam tylko jeden hotel. Z tego co powiedział nasz kierowca – raczej 0-gwiazdkowy.

Uzbekistan – za sprawą Kungradu – nie zrobił na nas powalającego pierwszego wrażenia, chociaż bardzo szybko przekonaliśmy się, że ludzie w tym kraju są raczej życzliwi, a i nie stronią od zarobku. Pomimo tego, że długo handryczyliśmy się z taksówkarzami, nie doświadczyliśmy tego niemiłego natręctwa, które jest już dość powszechnie we wschodniej części Azji. W Kungradzie udałem się również samodzielnie na lokalny bazar, aby wymienić walutę na czarnym rynku (więcej o tym procederze przeczytacie tutaj) i tu również nawet przez chwilę nie poczułem się zagrożony – budziłem raczej ciekawość niż niezdrowe zainteresowanie. Wreszcie, po wizycie w Moynaq nasz kierowca zawiózł nas na obiad do knajpy, w której sam jadał. Tu przydała się moja – dość podstawowa, ale jednak – znajomość rosyjskiego, dzięki czemu zostaliśmy obsłużeni szybko, sprawnie i z ogromną życzliwością. Co więcej, pomimo braku menu (w uzbeckich knajpach jest to częsty feler), a co za tym idzie – wypisanych cen, rachunek za całkiem solidny, dwuosobowy obiad z napojami wyniósł nas circa 20 zł. Wierzymy więc, że nikt nas nie orżnął. Nocowanie w Kungradzie nie ma za bardzo sensu, ponieważ miasto to głównie kurz i brudne cegły, a ponadto jego baza noclegowa wykształciła jak na razie zaledwie jeden czy dwa hotele, które mogą przyjmować turystów zza granicy (o tej kwestii jeszcze napiszę).

Kungrad - restauracja

Co bardziej spostrzegawczy zwrócą uwagę na wysłużony lep na muchy na parapecie

Z tych powodów po zjedzeniu posiłku ponownie wsiedliśmy do samochodu i po pańsku kazaliśmy się zawieźć do Nukus. Nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać, choć w głębi duszy baliśmy się trochę, że tak czy owak spędzimy noc na totalnym zadupiu.

Cóż, wyszło pół na pół.

Nukus

Nukus to stosunkowo duże miasto (circa 250 tys. ludności) położone praktycznie „w połowie” Uzbekistanu. Nie jest to jakiś musowy przystanek turystyczny, ale podróżnicy dysponujący większą ilością czasów czasem się tam zatrzymują. Dlaczego? Ano dlatego, że miejscowość (co jest poniekąd zaskakujące) dysponuje największym muzeum sztuki w krajach byłego Związku Radzieckiego. Państwowe Muzeum Sztuki (założone przez Igora Sawickiego – malarza, archeologa, etnografa i półkrwi Polaka) w Nukus ma na składzie ponad 90 tys. przeróżnych eksponatów (w tym 15 tys. obrazów), z których bez wcześniejszej zapowiedzi można oglądać tylko część. Bilet na część „zamkniętą” również można zaaranżować, ale jest to już koszt około 50$ („zwykły” bilet kosztuje 20 tys. sum). Jeśli więc kogoś kręci sztuka jako taka (bo mnie ni chuja), to spokojnie może w tej miejscowości przesiedzieć dzień czy dwa, tym bardziej że sprawia ona całkiem sympatyczne wrażenie. Ulice są czyste, widać sporo nowych budynków, a położony w centrum miasta rządowy budynek otoczony jest bardzo zadbanym parkiem… z którego jednak szybko nas wywalono.

Nukus

Ochrona wpuściła nas tylko do tego miejsca

Hotel Nukus

Jeśli kiedykolwiek zdecydujecie się na wizytę w Nukus, to zapiszcie sobie jedno już teraz: NIE CHCECIE SPAĆ W HOTELU NUKUS.

Hotel Nukus to – oficjalnie – trzygwiazdkowy, postsowiecki moloch znajdujący się w pobliżu wspomnianego wyżej budynku rządowego oraz Muzeum Sawickiego. Z zewnątrz robi całkiem niezłe wrażenie, które sypie się nieco na krawędziach, kiedy już wejdziemy do środka. Dywany wyglądają jak komercyjne hodowle roztoczy, tynk sporadycznie sypie się do zupy podawanej w hotelowym barze, a farba w kolorze lila-gówno-róż odłazi dyskretnie w co bardziej ocienionych miejscach.

Hotel Nukus

Tę kupę gruzu omijajcie z daleka

Koszmar zaczyna się jednak, kiedy już będziecie w pokoju. Pal licho, jeśli tuż po wejściu zostaniecie przygnieceni przez szafę, ledwo stojącą na trzech nierównych nogach… Nieważne, że materace są powgniatane tak, jakby bzykały się na nich całe stada napalonych nosorożców… Nie razi też aż tak klimatyzacja, w której równie dobrze można by było hodować pieczarki – te grzyby byłyby przynajmniej jadalne. Natomiast kibel… O żesz kurwa.

Napiszę tak. To właśnie w Hotelu Nukus pierwszy raz w życiu natknęliśmy się na muszlę klozetową, na której w pełnym komforcie (metaforycznym) można siedzieć z wyprostowanymi nogami. Nie wiem, czy sedes zapadał się powoli pod ciężkimi dupskami sowieckich notabli, czy po prostu uzbecki architekt przycinał kible i sprzedawał ceramikę na lewo. Tak czy owak, sedesy w tym przybytku są jedyne w swoim rodzaju, a do tego dochodzi jeden kran obsługujący wannę i umywalkę (ciepłej wody brak) oraz sama wanna, do której przed użyciem wypadałoby wlać litr odrdzewiacza.

Hotel Nukus - toaleta w jednym z pokojów

Noga Beaty dla właściwej skali

To jednak nie wszystko!

Jeśli zapragnęlibyście wziąć ciepłą kąpiel, to musicie poprosić w recepcji o klucz (sic!) do oddzielnego pomieszczenia znajdującego się poza budynkiem hotelu (SIC!), w którym to – przy odrobinie szczęścia – weźmiecie prysznic w strumieniu ciurkającym jak siki w ostatnim stadium kamicy nerkowej (S-I-C!). Pomieszczeniu do kąpieli trzeba jednak oddać to, że jest w nim także sauna oraz… łóżko do masażu. Błagam, jeśli kiedykolwiek postanowicie z niego skorzystać, to koniecznie do mnie napiszcie. Tylko idźcie najpierw na kontrolę dermatologiczną.

Hotel Nukus - umywalnia

Było nawet coś na kształt basenu. Zdjęcie robione kaloszem

Te wszystkie atrakcje mogą być Wasze za – uwaga – jedynie 30 dolarów za noc. TRZYDZIEŚCI JEBANYCH DOLARÓW! Całe szczęście, jako że hotel znajduje się poza granicami najbardziej turystycznego obszaru Uzbekistanu, cenę możecie obniżyć o 50%, o ile zapłacicie w walucie lokalnej (tutaj przeczytacie, dlaczego tak jest).

Dla nas Nukus nie stanowił szczególnie dużej atrakcji, więc czas spędzony w tym mieście ograniczyliśmy do minimum. W ciągu połowy spędzonego tam dnia poszliśmy tylko na krótki spacer oraz odwiedziliśmy miejscowy bazar, na którym zaopatrzyliśmy się w tyleż suchą co smaczną rybę, którą spałaszowaliśmy (częściowo, bo była NAPRAWDĘ sucha) na późne śniadanie. Po tej aktywności czule pożegnaliśmy nasz piękny pokój (wraz z zaprzyjaźnioną rodzinką karaluchów) i Hotel Nukus, po czym zapakowaliśmy się do taksówki do Urgenczu. Podczas opuszczania reliktu uzbeckiego komunizmu spieszyliśmy się tak bardzo, że zupełnie zapomnieliśmy poprosić o kwitek potwierdzający nasz pobyt na miejscu. Ale to już zupełnie inna historia…

Uzbekistan - suszona ryba

Palce lizać, co?

Podobał Ci się ten wpis? Możesz poczytać inne moje posty o Uzbekistaniepolubić mój blog na Facebooku – często wrzucam tam dodatkowe treści.

komentarze 2

  1. Zenon xd 13 grudnia 2016
    • Brewa 13 grudnia 2016

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?